fot. East News
Niedzielne wybory samorządowe po raz kolejny nie okazały się szczęśliwe dla ugrupowania
Janusza Korwina-Mikke
. Według sondaży
partia Wolność
zdobyła
1,5% głosów
, a
sam Mikke tylko 1%
w wyborach na prezydenta Warszawy.
Porażkę wyborczą polityk komentuje na łamach
Super Expressu:
"
Po tych wyborach czuję się jak pies po wyjęciu z pralki.
Jasne, że dla partii politycznej walka o miejsca w samorządzie wojewódzkim to absurd - to miejsce dla tych, co chcą tachlować cudze pieniądze.
Jednak byłem przekonany, że ludzie będą chcieli wiedzieć, od osób nie zainteresowanych, kto te pieniądze marnotrawi i rozkrada.
Okazuje się, że tylko 1,5 proc. chce to wiedzieć - reszta chce popierać tych, co je marnują w sposób w miarę przyjemny".
Korwin porównuje wyborców do żon, których mąż przegrywa pieniądze, ale daje jej coś w zamian.
"Rzeczywiście: można sobie wyobrazić żonę mówiącą: "Mój stary przegrał na ruletce 200 tys., ale kupił mi – patrz: sukienkę za 3 tys.!". Co jest ważne: te żony nie wyobrażają sobie, by mąż mógł pieniędzy nie przepijać lub przegrywać. I chyba istotnie większość jest przekonana, że politycy MUSZĄ kraść; inaczej być nie może.
Ważne, by ludziom z tego choć 500 plus kapnęło!"
"Takie rzeczy możliwe są tylko w du**kracji"
- dodaje.
Korwin-Mikke komentuje też wybory w Warszawie:
"Ludzie dzwonią do mnie i tłumaczą, że "musieli" zagłosować na p.Rafała Trzaskowskiego, bo bali się, że może wygrać ten komuch Jaki wzmocniony w dodatku całkiem już przerażającym lewakiem
, p.Piotrem Guziałem. Ale przecież na "mniejsze zło" głosuje się w II turze. Po to jest!
A ja czuję się teraz jak ten pies..."