fot. YouTube @INFORMADeutschland
Dziś
przed sądem w Brunszwiku
stanął były szef Volkswagena
Martin Winterkorn
. Jest to pokłosie słynnego skandalu z manipulacjami wokół emisji spalin tzw.
dieselgate
, który światło dzienne ujrzał w 2015 roku.
Wówczas amerykańska agencja ochrony środowiska wysłała do Volkswagena w USA pismo, w którym zwrócono uwagę, że wartości emisji spalin mierzone na stanowiskach testowych są zupełnie inne niż te, które wydzielane są przez auta w codziennej eksploatacji. Niedługo później Volkswagen przyznał, że miliony silników Diesla zostały zmanipulowane za pomocą specjalnego oprogramowania, przez co testy wskazywały nieprawdziwe, zaniżone dane emisji spalin.
Mowa o prawie
dziewięciu milionach pojazdów
marek Volkswagen, Audi, Seat i Skoda, które w latach 2006-2015 nie powinny wyjechać na drogi. Oskarżonych zostało pięciu byłych czołowych menedżerów koncernu. Wśród nich znalazł się Martin Winterkorn.
Prokuratura zarzuca im, że
wiedzieli o tych manipulacjach
. Oskarżeni twierdzili jednak, że albo przekazali swoją wiedzę przełożonym, albo zaprzeczają, że w ogóle wiedzieli o sprawie. Wiele osób wskazywało jednak, że tłumaczenia te są mało prawdopodobne, jeśli chodzi o Martina Winterkorna. Zauważono, że ktoś, kto jest na szczycie kierownictwa w koncernie, musi wiedzieć o wszystkim.
Winterkorna jest również oskarżony o
składanie fałszywych zeznań i manipulacje rynkowe
. Za stawiane mu zarzuty grozi kara do dziesięciu lat pozbawienia wolności:
- Ostatecznie najważniejsza będzie kwestia czasu, czyli kiedy Winterkorn dowiedział się o użyciu niedozwolonego urządzenia.
Do września 2025 roku zaplanowano około
90 rozpraw
. Winterkorn
odpiera wszystkie zarzuty
. Obrońca byłego szefa Volkswagena twierdzi, że samo stanowisko prezesa w tamtym czasie nie uzasadnia zakwalifikowania go jako głównego oskarżonego. Oprócz tego jego twierdzi, że Winterkorn "nie oszukiwał" i "nikogo nie skrzywdził".