Kilka dni temu
Aleksiej Nawalny
opublikował w mediach społecznościowych
nagranie
, w którym oświadczył, że
zna dane swoich niedoszłych zabójców
.
Rosyjski opozycjonista w nagranym materiale
opisuje: kto, na czyje polecenie i jak próbował go zamordować
. Wśród wymienionych nazwisk znaleźli się m.in.
Oleg Tajakin, Władimir Panjajew i Aleksiej Aleksandrow
. Co więcej, do takich samych wniosków jak Nawalny doszli dziennikarze śledczy: Bellingcat, The Insider, CNN, Der Spigel i Fundacji Walki z Korupcją.
-
Wiem kto chciał mnie zabić. Wiem, gdzie oni mieszkają, gdzie pracują, a także znam ich prawdziwe i fałszywe nazwiska. Mam też ich fotografie
- przekonuje na nagraniu rosyjski polityk
Jak twierdzi opozycjonista za atak na niego było
odpowiedzialny jeden z wydziałów FSB
. Miał on być w kontakcie z ekspertami zajmującymi się trującymi substancjami.
Cała operacja próby "usunięcia" Nawalnego miała trwać
od grudnia 2016 roku
. Jak twierdzi Nawalny w tym czasie
co najmniej dwa razy próbowano się go pozbyć
. Raz doszło także do zatrucia jego żony.
O sprawę wczoraj podczas dorocznej konferencji prasowej
został zapytany Władimir Putin
. Prezydent Rosji stwierdził, że otrucie opozycjonisty
nie było w obrębie zainteresowań władz
. Dodał także, że to on kazał przetransportować Nawalnego do szpitala w Berlinie:
- Jeśli to prawda, a tak jest, zapewniam pana, to znaczy, że ten pacjent berlińskiej kliniki ma wsparcie amerykańskich służb wywiadowczych. Co oznacza, że nasze agencje wywiadowcze muszą mieć na niego oko. Dlaczego mielibyśmy chcieć go otruć? Komu on jest potrzebny? To niedorzeczne.
Gdybyśmy chcieli, doprowadzilibyśmy to do końca. Ale jego żona przyszła do mnie, a ja kazałem go natychmiast zawieźć do szpitala w Berlinie
- mówił Władimir Putin cytowany przez CNN.