Wczoraj pod
ambasadą Rosji w Londynie
odbył się kolejny protest przeciwko agresji na Ukrainę. Mieszkańcy miasta, w tym wielu Ukraińców, tym razem przyszli pod budynek ambasady z różnymi rzeczami:
sprzętem AGD, ubraniami i sprzętem kuchennym
. W ten sposób chcieli zwrócić uwagę na grabieże, jakich dokonują rosyjscy żołnierze na terenie Ukrainy.
W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia, na których widać m.in.
pralki, zmywarki, tostery, patelnie czy garnki
. Niektórzy przynosili również ubrania, buty, a nawet dziecięce zabawki. Pod ambasadą pozostawiono też stare komputery i monitory.
"Ludzie przynieśli "pomoc" dla rosyjskich szabrowników, rzeczy podobne do tych, którzy żołnierze kradną w Ukrainie: zabawki, pralki, ubrania.
Najwyraźniej ludzie w Rosji nie mają dostępu do takich luksusów
" - relacjonuje na Twiterze ukraińska dziennikarka.
"Rosjanie mogą sobie zabrać te rzeczy jako
trofea
" - pisze z kolei Oleksandra Matviichuk z think tanku Center for Civil Liberties.
Ukraińskie służby i media od kilku dni informują o
skali kradzieży
, jakich dopuszczają się rosyjscy żołnierze. W białoruskim mieście Narwola Rosjanie uruchomili nawet bazarek, na którym sprzedają lodówki, pralki, zmywarki czy biżuterię zrabowane z ukraińskich domów. Kilka dni temu ukraińskie wojsko złapało rosyjskiego porucznika Denisa Gorovenko, który miał w plecaku skradzione telefony, zegarki, biżuterię i damskie kosmetyki.
Tymczasem wicepremier Ukrainy na Twitterze rozpoczął akcję publikowania tożsamości rosyjskich szabrowników. Pierwszym ujawnionum jest
Szczebenkow Wadym, który ukradł ponad 100 kg ubrań ukraińskim rodzinom
i wysłał je z Mozyrza w Białorusi do rodzinnego miasta Czyta, które jest oddalone o 7 tysięcy km.