W czasie, kiedy nikt nie patrzył, bo Mundial, bo wolne sądy, bo koncert Stonesów, czy wiele innych ciekawych i ważnych rzeczy,
Sejm
uchwalił tzw.
Lex Deweloper
.
Co z tego? Zapytacie. Ano dużo - odpowiemy, bo sprawa ta dotyczy mniej lub bardziej pośrednio nas wszystkich. A wygląda na to, że rząd wylał dziecko z kąpielą. Betonową.
Widzicie to zielone pomiędzy blokami? Zgodnie z nową ustawą będzie można to wszystko zabudować.
1. Ale co ta ustawia w ogóle robi?
Pojawiają się stwierdzenia, że to LexDeveloper jest urbanistycznym odpowiednikiem LexSzyszko. Tak jak przy LexSzyszko właściwie każdy bez pytania mógł sobie wycinać, co chciał, tak teraz, dzięki LexDeveloper, każdy, a przynajmniej ten kto jest deweloperem nieruchomości, będzie mógł sobie stawiać, co chce i gdzie chce. Także tam, gdzie są plany zagospodarowania przestrzennego.
2. A co to są te plany zagospodarowania?
To takie dokumenty, które tworzy się w Polsce latami, a potem przez kolejne lata poprawia i poprawia i poprawia, aby ostatecznie nie udało się ich uchwalić. Służyć mają one temu, aby przestrzeń miejska (ale nie tylko) nie stanowiła totalnego chaosu. Plan zagospodarowania przestrzennego określa na przykład, czy w danym miejscu można postawić blok na 4 czy na 10 pięter. Albo czy na tym skwerku z ławkami ma zostać skwerek z ławkami, czy można tam jednak postawić biurowiec.
3. No to są te plany, czy ich nie ma?
Generalnie jakieś, gdzieś są. Taka na przykład Warszawa plany zagospodarowania ma tylko dla 40% swojej powierzchni. LexDeveloper sprawia jednak, że nawet tam, gdzie te plany są, stają się one nieważne.
Bo nowe prawo pozwala na budowanie na terenach chronionych wspomnianymi planami zagospodarowania, które "do tej pory były niedostępne dla inwestycji mieszkaniowych". Niedostępne były oczywiście z jakiegoś powodu. Na przykład takiego, że stanowią park, albo byłą ona zapisana w planie jako teren pod żłobek czy szkołę. Albo, że działka znajduje się dwa metry od innego bloku.
5. I nikt nie protestował?!
Protestowali, owszem. Generalnie ludzie, którzy się na architekturze i urbanistyce znają. Protestowała
Polska Akademia Nauk
, samorządy, a nawet
Centalne Biuro Antykorupcyjne
, które alarmowało, że ustawa zwiększa zagrożenie korupcją, bo lokalne władze będą mogły wydawać pozwolenia na budowę nawet przy zdecydowanym sprzeciwie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, ochronę środowiska czy ochronę zabytków. Mało tego! Nawet
Polski Związek Firm Deweloperskich
, a więc ci, dla których nowe prawo jest najkorzystniejsze, otwarcie mówili, że są przeciwko możliwości naruszania planów zagospodarowania przestrzennego.
6. To skoro nikt tej ustawy nie chciał, to dla kogo ona jest?
To jest dobre pytanie. Rząd przekonywał, że ustawa jest "konieczna do zasadniczego zwiększenia areału gruntów pod zabudowę, by móc zaspokoić niedobór mieszkań w Polsce." Bo generalnie mieszkań jest u nas za mało względem zapotrzebowania i są za drogie, a z programem
Mieszkanie+
na razie coś nie teges.
Ptaszki ćwierkają, że ustawa odblokowuje możliwości inwestycyjne dla wąskiej grupy osób, która jest w posiadaniu gruntów m. in. odzyskanych w procesach reprywatyzacyjnych, na których to gruntach nic nie można obecnie budować. A nie można, bo nie pozwalają na to plany zagospodarowania, które zostały uchwalone tak, by się nam mieszkało i żyło możliwie miło.
Główne obawy wszystkich, którzy ustawę krytykują (czyli generalnie wszystkich poza rządem) są takie, że względnie miło być przestanie.