Jak podają agencje prasowe, według wstępnych wyników
wybory prezydenckie na Tajwanie
wygrał
Lai Ching-te
znany jako
William Lai
. To proamerykański, niepodległościowy kandydat, sceptyczny wobec Chin. Zdaniem komentatorów jego wygrana to jeden z pierwszych przełomów politycznych tego roku.
Tajwańczycy wybierali w sobotę nowego prezydenta, ponieważ w maju kończy się kadencja dotychczasowej prezydentki Tsai Ing-wen. W wyborach startowało trzech kandydatów. Liderem sondaży choć z niewielką przewagą był dotychczasowy wiceprezydent
William Lai
z Demokratycznej Partii Postępowej (DPP), centrowej partii wspierającej niepodległościowe dążenia Tajwanu. Jego głównym konkurentem był
Hou You-ih
z Partii Nacjonalistycznej (KMT), burmistrz Nowego Tajpej i były szef tajwańskiej policji, opowiadający się za utrzymaniej idei jedności z Chinami. Trzecim kandydatem był natomiast
Ko Wen-je
z Tajwańskiej Partii Ludowej, burmistrz Tajpej, pozycjonowany jako "kompromis" pomiędzy proamerykańskim DPP a prochińskim KMT.
Wybory na Tajwanie przez wielu ekspertów oceniane były jako
istotne z perspektywy geopolitycznej i jedne z najważniejszych na świecie w 2024 roku
. To jedno z najbardziej zapalnych politycznie miejsc, które Chiny wciąż uważają za część swojego terytorium i nie wyklucza siłowego przejęcia kontroli nad wyspą, co budzi ogromne obawy na świecie. To również miejsce o ogromnym znaczeniu gospodarczym.
W sobotę wybierano również parlament, ale to elekcja prezydencka budziła największe zainteresowanie. Na wyspie obowiązuje bowiem system półprezydencki, podobnie jak we Francji głowa państwa ma dużą władzę. Jak podaje Associated Press ze wstępnych wyników wyborów wynika, że wygrał je William Lai, który
otrzymał około 40% wszystkich głosów
. Na Hou Yu-ih zagłosowało 33,5% wyborców, a na Ko Wen-je - 26,5%.
Choć komisja wyborcza formalnie nie ogłosiła jeszcze ostatecznych wyników, Williamowi Lai pogratulowali już kontrkandydaci, przyznając się do porażki.
Zagraniczne media, ogłaszając zwycięstwo antychińskiego kandydata, już piszą o
"geopolitycznym przełomie"
. Wygrana Lai oznacza bowiem
dalsze zacieśnianie współpracy Tajwanu ze Stanami Zjednoczonymi
i dalsze dążenia niepodległościowe. Jak pisze Politico, jego triumf może jednak spowodować zaognienie napięć między Pekinem a Waszyngtonem na Morzu Południowochińskim. Portal analizuje jednak, że Lai jest doskonale świadomy, że jego zwycięstwo może wywołać napięcia, co udowodnił w przemówieniu tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów. Ostrożnie wezwał w nim do "współpracy z Chinami" w oparciu o "godność i parytety" i obiecał że "zastąpi konfontację dialogiem".
- Jako prezydent mam
ważny obowiązek utrzymania pokoju i stabilności
w Cieśninie Tajwańskiej. Będę działać zgodnie z porządkiem konstytucyjnym Republiki Chińskiej w sposób zrównoważony i zachowujący status quo po drugiej stronie cieśniny - powiedział.
Jednocześnie w przemówieniu używał nazwy "Tajwan" nieuznawanej przez Chiny.
Reakcje Pekinu Politico ocenia jako "lekceważące".
- Wybory w chińskim regionie Tajwanu to wybory lokalne i wewnętrzne sprawy Chin. Niezależnie od wyniku, nie zmieni to podstawowego faktu, że Tajwan jest częścią Chin i na świecie są tylko jedne Chiny" - powiedział rzecznik Ambasady Chin w Wielkiej Brytanii.