fot. East News
Minister klimatu i środowiska Paulina Henning-Kloska zdradziła ostatnio, że od lipca
ceny prądu mogą wzrosnąć
nawet o 30 zł miesięcznie. Ponadto planowane są zmiany w programie "mrożenia cen energii".
- Idziemy w tym kierunku, by z jednej strony objąć dalej pomocą osoby, które mają niższe dochody. [...] Z drugiej strony chcemy doprowadzić do tego, by ceny energii były niższe, bo one rzutują na nasze przedsiębiorstwa, gospodarstwa domowe - wyjaśniła.
Sprawa była szeroko komentowana w programie Bogdana Rymanowskiego w Polsat News. Poseł PiS Jacek Bogucki stwierdził, że Polacy zostaną sami, bo podwyżki wejdą w życie już po wyborach samorządowych i europejskich. Ocenił, że "gdyby nie rząd PiS to wszyscy odbiorcy energii w Polsce już teraz płaciliby za wyższe ceny energii".
Swoje zdanie wyraziła również posłanka Anna Maria Żukowska.
- Dobrze, że one [podwyżki - red.] wejdą w lipcu, a nie na przykład w sezonie grzewczym w grudniu. Bo realnie minie pół roku
zanim Polki i Polacy zorientują się
o ile to wzrosło - powiedziała.
Podkreśliła, że "dla części odbiorców, w tym jednoosobowych gospodarstw domowych podwyżki mogą okazać się drastyczne". Ponadto w połowie roku będziemy wiedzieli, czy "spadek inflacji jest trwały i czy będą odpowiednie warunki gospodarcze do uwolnienia cen energii".