W najbliższą sobotę
w Lublinie miał się odbyć marsz równości.
Jednak, jak poinformowali jego organizatorzy, prezydent miasta,
Krzysztof Żuk z PO zakazał go
. Taka sama sytuacja miała miejsce rok temu. Wtedy lokalni działacze PO bali się, że "marsz zaszkodzi im w wyborach".
Tym razem prezydent twierdzi, że chodzi o
względy bezpieczeństwa
. W jego opinii w rejonie pl. Teatralnego nie zmieszczą się jednocześnie uczestnicy marszu i zaplanowanej obok wystawy militariów.
- Nie tylko II Marsz Równości, ale i wystawa pojazdów bojowych są wydarzeniami, które mogą się okazać interesujące zarówno dla zwolenników Marszu i miłośników historii, jak i dla mieszkańców, którzy zechcą spędzić sobotnie popołudnie biorąc czynnie udział w wydarzeniach odbywających się w przestrzeni publicznej Lublina - tłumaczy
Jerzy Ostrowski
, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego lubelskiego urzędu miasta.
Dodaje, że zatłoczenie placu uniemożliwiłoby dojazd karetkom, "gdyby ich obecność w tym miejscu okazała się potrzebna".
Przypomnijmy, że
w zeszłym roku finalnie doszło do marszu, ponieważ sąd uchylił zakaz prezydenta
. Jego uczestnicy zostali jednak zaatakowani przez kontrmanifestantów, a w zamieszkach rannych zostało ośmiu policjantów.
Organizatorzy marszu zapewniają, że i
tym razem będą przed sądem walczyć o uchylenie zakazu
.
"Gospodarz naszego miasta ponownie
wykorzystuje swoje kompetencje, aby zablokować legalny pochód i przegrać przed sądem.
Ta sytuacja utrudnia organizatorom i policji zabezpieczenie marszu. W najbliższych dniach będziemy musieli ponownie stanąć przed sądem, walcząc o uchylenie zakazu, a
policja będzie w stanie zawieszenia przez zablokowanie możliwości powołania sztabu kryzysowego
. Przypominamy, że w zeszłym roku ośmiu policjantów zostało rannych w starciu z chuliganami a co najmniej kilka osób zostało rannych. Za tego typu sytuacje będzie ponosić też odpowiedzialność prezydent Żuk" - piszą na Facebooku.