fot. East News
Od 17 czerwca wszyscy kierowcy zatrudnieni do przewozu osób muszą
legitymować się polskim prawem jazdy
. To kolejny etap zmian, które mają poprawić bezpieczeństwo przejazdów. Przepisy weszły w życie mimo sprzeciwu przewoźników, takich jak Uber czy Bolt, którzy zatrudniają wielu obcokrajowców. Uber Polska twierdzi, że w związku ze zmianami stracił około 30% kierowców, co doprowadziło do podwyżek cen przejazdów o ok. 20%.
Zgodnie z przepisami od 17 czerwca każdy kierowca Ubera czy Bolta powinien mieć polskie prawo jazdy, w przeciwnym razie grozi mu mandat w wysokości 2 tys. zł. Zmiany mają m.in. pozwolić policji na szybką weryfikację, czy kierujący posiada odpowiednie uprawnienia, co przy zagranicznych dokumentach często bywało utrudnione. To z kolei ma zwiększyć
bezpieczeństwo
korzystania z aplikacji przewozowych.
Zmianom sprzeciwiały się jednak firmy, twierdząc, że do poprawy bezpieczeństwa wystarczyłyby wewnętrzne procedury weryfikacji i wymiana informacji między platformami.
Uber, Bolt i Free Now
uważały też, że polskie władze dały im za mało czasu na przygotowanie się do zmian i ostrzegali, że skończy się to znaczną podwyżką cen.
Jak mówi w rozmowie z
Rzeczpospolitą
Michał Konowrocki
z Uber Polska, nowe przepisy sprawiły, że z polskiego rynku zniknęło ok. 20-30 tys. kierowców. Sam Uber miał stracić ok. 30% kierowców, co wpływa m.in. na jakość dostarczanych usług.
- Widzimy, że na skutek nowelizacji przepisów, z platformy odpłynęło nam w Polsce ok. 30% kierowców i ta liczba będzie niestety rosła. (…) Po stronie podażowej jest problem, o czym świadczy fakt, że liczba odwołanych kursów, a więc takich, kiedy klient - widząc czas oczekiwania na przyjazd taksówki - rezygnuje z zamówienia, dotyczy już co piątego kursu. Przypuszczam, że w konsekwencji tylko ciągu trzech ostatnich tygodni około miliona kursów nie zostało zrealizowanych właśnie przez zbyt długi czas oczekiwania - mówi Konowrocki
Rzeczpospolitej
.
Dodatkowo 1 lipca weszły w życie przepisy, wedle których przedsiębiorcy posiadający licencje na przewozy osób musieli je
zweryfikować
w urzędach miast. Okazało się, że aż 10% licencji tzw. partnerów flotowych Ubera tej weryfikacji nie przeszło. To - jak przyznaje Konowrocki - dodatkowo wpłynęło na działanie Ubera.
-
Cała branża znalazła się w trudnym momencie
. Ale dotyka to również samych klientów, bo dostępność pojazdów zmalała i koszty przejazdu wyraźnie wzrosły. Np. w Poznaniu
czas oczekiwania na kurs
zwiększył się o 60%. Ceny skoczyły, w zależności od lokalizacji, o kilkanaście, a nawet i ponad 20%. - mówi.
Konowrocki skarży się też, że zmiana przepisów wygenerowała dodatkowe koszty.
- Zamiast koncentrować się na rozwoju i nowych produktach, skupiamy się nieustannie na dostosowywaniu do zmieniającego się otoczenia prawnego. To rodzi konkretne koszty. Sam zakup profesjonalnych urządzeń służących do weryfikowania kierowców kosztował nas ok. 4 mln zł. Teraz na sam proces weryfikacji będziemy w skali roku przeznaczać ponad kolejny milion złotych - mówi.
Do 17 września Uber ma zweryfikować wszystkich swoich kierowców, którzy zaczęli pracę przed 17 czerwca. Firma wykorzystała lukę prawną, dzięki której wciąż mogą oni pracować, nawet bez polskiego prawa jazdy. Z powodu zmiany przepisów do firmy nie dołączają jednak nowi kierowcy.
- Oprócz kierowców, którzy nie zdążyli wymienić dokumentów, nowi także nie mogą dołączyć - dotychczas do platformy dołączało nawet 6 tys. kierowców tygodniowo. Teraz widać ten spadek. Do tej pory dominującą ich grupą na naszej platformie byli Ukraińcy, a w dalszej kolejności Białorusini i Gruzini. Teraz dość liczną nową grupą, która zaczęła się pojawiać, są Turcy - mówi Konowrocki.
O polskie prawo jazdy obcokrajowiec może ubiegać się dopiero
po 185 dniach pobytu na terytorium RP
. W zależności od tego, w jakim kraju, uzyskał prawo jazdy, może również być zmuszony do zdawania egzaminu teoretycznego. Zwolnieni z tego obowiązku są kierowcy, którzy prawo kierowania uzyskali w państwach będących sygnatariuszami Konwencji Genewskiej lub Wiedeńskiej.