fot. Instagram @filip_chajzer / Facebook @fakt24pl
W maju media informowały, że
Fundacja "Taka Akcja"
prowadzona przez
Filipa Chajzera
miała nie przekazać
350 tys. zł
zebranej zbiórki na leczenie chorego dziecka. Chodziło o zbiórkę na
leczenie Oskara
, u którego zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Fundacji udało się zebrać milion dwieście tys. zł i większość tej sumy miała zostać uregulowana.
Matka chłopca
przebywająca z nim w USA zaapelowała wówczas w mediach społecznościowych, że bez pozostałych środków nie może kontynuować terapii i
wzywała Chajzera i jego fundację do wypłaty środków
.
Fundacja Chajzera wydała wtedy oświadczenie, w którym przekazała, że sprawa wygląda zupełnie inaczej niż przedstawia ją matka chłopca. Poinformowano, że środki nie zostały wypłacone, ponieważ to matka chłopca
miała wyłudzić pieniądze z fundacji
. Wypłaty miały również zatrzymać inne fundacje zbierające środki na chłopca:
"Okazało się, że za środki z charytatywnych zbiórek kupiła bilety w pierwszej klasie do USA, notabene do innego miasta niż to, w którym rzekomo miała przebywać" - czytamy.
Sprawą zajęły się służby
. Teraz okazuje się, że kobieta została zatrzymana. O sprawie informuje
Fakt
, który kontaktował się ze śledczymi prowadzącymi sprawę.
Monika K. miała usłyszeć zarzut
wyłudzenia prawie miliona złotych na szkodę fundacji. Dziennik podaje, że Ci, którzy mieli do czynienia z kobietą podczas śledztwa, nie mają o niej dobrego zdania.
Do doniesień o zatrzymaniu kobiety odniósł się sam Filip Chajzera. Prezenter stwierdził, że dał się nabrać kobiecie. Jednak, gdy tylko zorientował się, że to oszustka, wówczas zgłosił sprawę służbom:
-
Mama Oskarka zamieniła moje życie w koszmar
. To jest kobieta, która wiosną wyleciała do Stanów i wysyłała mediom zdjęcie przy pustej lodówce. Mówiła, że nie ma czego jeść, że jej dziecko za chwilę umrze. Zaangażowała mnie i moje dobre serce po to, żeby jej pomóc, i ja jej pomagałem, najlepiej jak potrafiłem. Jednak w pewnym momencie słowa, fakty i przesyłane faktury przestały się zgadzać. Kiedy zorientowałem się, że fundacja, którą założyłem, jest okradana, zgłosiłem sprawę do prokuratury - mówi Chajzer.
- Powód zatrzymania jest oczywisty. Wszystko to, o czym mówiłem od wielu miesięcy i po co regularnie stawałem się na zeznaniach i na policji i w prokuraturze, było z powodu mojego doniesienia o wykrytych nieprawidłowościach.
Jeśli to prawda, że ją zatrzymano, to jest to jeden z lepszych dni, jakie pamiętam
. Sprawą zajmuje się prokuratura w Szamotułach, której jestem niezwykle wdzięczny za ich profesjonalizm i za to jak działają. Ta sprawa jest jednym z największych koszmarów mojego życia. Wszystko to, co się wydarzyło w tej fundacji, którą nieszczęśliwie kiedyś założyłem i w której znaleźli się ludzie, którzy nigdy w życiu nie powinni się tam znaleźć. Jeśli to prawda, to gigantyczny kamień z mojego serca spada - dodaje.
Dodał, że cała sytuacja doprowadziła go do depresyjnego stanu:
- Mówiono, że ja przyczyniam się do śmierci nieuleczalnie chorego dziecka, że ja nie wypłacam pieniędzy, że ja je ukradłem, wszystko to jest moją rzeczywistością, którą żyję przez ostatnie pół roku - opowiada.
- To jest rzeczywistość, która doprowadziła mnie naprawdę do bardzo skrajnego, depresyjnego stanu. W intencji rozwiązania tej sprawy codziennie jestem w kościele, bo nie mam się już czego chwycić. Jeśli działania policji przyniosły wreszcie efekt, no to jest to jeden z najlepszych dni, jakie pamięta - dodaje.
Warto przypomnieć, że kilka dni temu poseł Łukasz Litewka alarmował o innej sytuacji związanej z Fundacją Chajzera. Według relacji posła fundacja nie wywiązała się ze wszystkich zobowiązań i jedna z dziewczynek, na którą zbierano środki, nie otrzymała ich. Prezenter, tłumacząc się mówił, że fundacja została okradziona i odesłał Litewkę oraz matkę dziewczynki do swoich prawników: