W
Estonii
w niedzielę odbyły się wybory parlamentarne, w których obywatele wybierali swoich przedstawicieli do 101-osobowego Riigikogu. Jak poinformował Narodowy Komitet Wyborczy, wygrała je
Estońska Partia Reform
obecnej premier
Kaji Kallas
, otrzymując 31,2% głosów, co przełoży się na 37 mandatów w parlamencie.
Drugie miejsce zajęła
Estońska Konserwatywna Partia Ludowa
, która otrzymała 16,1% głosów i otrzyma 17 mandatów, a trzecie -
Estońska Partia Centrum
z wynikiem 15,3%, co przełoży się na 16 miejsc w parlamencie. W Riigikogu zasiądzie również 14 reprezentantów partii
Eesti 2000
, 9 reprezentantów
Partii Socjaldemokratycznej
oraz 8 reprezentantów partii
Isamaa
.
Frekwencja wyborcza wyniosła 63,7%, a
ponad połowę głosów - dokładnie 313 514 - oddano internetowo
.
Narodowy Komitet Wyborczy poinformował również, że sama premier Kaja Kallas, ustanowiła wyborczy rekord, otrzymując w sumie 31 102 głosy. Jej partia nie uzyskała jednak wystarczająco dużo głosów, aby rządzić samodzielnie i będzie musiała utworzyć
koalicję
. Według analityków najlepszym wariantem byłaby dla niej współpraca z Partią Socjaldemokratyczną oraz z liberalną Eesti 200, której dobry wynik jest pewną niespodzianką, partia bowiem po raz pierwszy dostała się do parlamentu.
"Przytłaczające wyniki wyborów sprawiają, że jestem jednocześnie wdzięczna i pełna pokory. Z głębi serca wszystkim dziękuję. Wyniki pokazują, że Estończycy w przeważającej mierze cenią wartości liberalne, bezpieczeństwo oparte na członkostwie w UE i NATO oraz wsparcie dla Ukrainy" - napisała na Twitterze Kallas.
Jak wskazuje Bartosz Chmielewski z Ośrodka Studiów Wschodnich,
wojna w Ukrainie i kwestie bezpieczeństwa
były dominującymi tematami w estońskiej kampanii wyborczej. Przeciwko proukraińskiej narracji Kaji Kallas występowała Estońska Konserwatywna Partia Ludowa, która wskazywała na zagrożenia związane z napływem uchodźców i krytykowała nadmierne wsparcie militarne. Kwestie społeczne i ekonomiczne odgrywały w kamanii drugplanową rolę.