Fot.: East News / Fot.: @pisorgpl - X / Fot.: MorawieckiM - X / Fot.: @Bogdan_Rzonca - X / Fot.: @SlawomirMentzen - X
Projekt ws.
blokowania treści w internecie
, w myśl którego Urząd Komunikacji Elektronicznej mógłby bez udziału sądu decydować o zablokowaniu
nieodpowiednich
treści
w internecie, wywołał burzę w sieci. Zdaniem obecnej opozycji wprowadzenie takich przepisów byłoby równoznaczne ze
stosowaniem cenzury
.
W projekcie zapisano, że blokowaniu miałyby podlegać te treści, które UKE uzna za
naruszające dobra osobiste
lub
prawa własności intelektualnej
. Podobnie miałoby się dziać z materiałami wyczerpującymi znamiona
czynu zabronionego
albo pochwalającymi lub nawołującymi do ich popełniania.
UKE miałby od 2 do 21 dni na to, aby rozpatrzyć sprawę danej treści internetowej. W postępowaniu rozstrzygającym o usunięciu materiałów nie miałby uczestniczyć ich autor. Decyzja UKE miałaby z kolei podlegać natychmiastowej wykonalności, do czego nie byłaby potrzebna zgoda sądu. Od postanowienia można by się natomiast odwołać.
Za koniecznością wprowadzenia takich uregulowań opowiedział się obecny wicepremier i minister cyfryzacji
Krzysztof Gawkowski
, który podkreślił, że wolność słowa jest dla rządu i Ministerstwa Cyfryzacji jedną z najważniejszych wartości. Dodał jednak, że obecny porządek prawny nie chroni obywateli przed hejtem oraz nielegalnymi treściami w internecie.
"Obecnie nielegalne treści zamieszczane na platformach internetowych oceniane są wyłącznie przez te platformy i to one decydują o ich usunięciu bądź nie. Zmiany w prawie mają spowodować, że
można będzie wnioskować o usunięcie nielegalnych treści w procedurze administracyjnej
i
będzie możliwe odwołanie do sądu
" - napisał polityk.
Z punktem widzenia Gawkowskiego oraz innych polityków rozważających możliwość wprowadzenia nowych regulacji do polskiego porządku prawnego nie zgadzają się politycy opozycji. Na oficjalnym profilu
Prawa i Sprawiedliwości
pojawił się post alarmujący o tym, że obecny rząd chce przeprowadzić "gwałtowny zamach na wolność Polaków w internecie". Były premier
Mateusz Morawiecki
porównał natomiast plany rządu do działań inkwizycji.
Bogdan Rzońca
, europoseł z ramienia PiS, zdecydował się z kolei na zacytowanie przedwyborczych deklaracji
Donalda Tuska
o tym, że Koalicja Obywatelska nie ma na celu ograniczać wolności słowa w Polsce. Polityk zasugerował również, że dzięki wprowadzeniu dyskutowanych przepisów krytyka władzy stanie się niemożliwa.
"Krytyki nie będzie, że rządzą partacze; że w spółkach kolesie, a w sądach krętacze" - napisał Rzońca na swoich mediach społecznościowych.
Do sprawy odniósł się również polityk PiS
Paweł Jabłoński
, który zamieścił w mediach społecznościowych filmik, na którym przekonywał, że dzięki nowym przepisom "rząd będzie mógł skasować z internetu każdą treść". Podsumowując swoje przemyślenia, mężczyzna zachęcił swoich odbiorców do tego, by udostępniać jego post i w ten sposób zniechęcić polityków do wprowadzenia nowych przepisów.
Podobną narrację przyjął również
Adam Andruszkiewicz
, który w swoim przekazie skupił się przede wszystkim na dyskutowanym temacie ograniczenia dostępu do platformy X w okresie kampanii wyborczej. Taka kwestia została wcześniej poruszona przez kandydatkę Lewicy
Magdalenę Biejat
, która przekonywała, że media społecznościowe mogą mieć negatywny wpływ na demokrację.
Do dyskusji włączył się również
Dominik Tarczyński
, który o projekcie ustawy wypowiedział się na antenie Telewizji Republika. Odnosząc się bezpośrednio do zapowiedzi Gawkowskiego, zdecydowanie zadeklarował, że nie pozwoli podnieść ręki na tę stację, o której minister cyfryzacji również wypowiada się nieprzychylnie.
Oprócz polityków PiS, do tematu odniósł się też
Sławomir Mentzen
z Konfederacji, który zadeklarował, że zagłosuje przeciwko uchwaleniu tej ustawy oraz porównał działania rządu do próby wprowadzenia cenzury na wzór tej, która obowiązywała w czasach PRL.
"Wzywam Rafała Trzaskowskiego do wyraźnej deklaracji, czy jest za wolnością słowa, którą chce cenzurować rząd jego partii?" - nawiązał do swojego przeciwnika w nadchodzących wyborach prezydenckich.
Projekt ustawy został skrytykowany również przez członków organizacji zajmujących się wolnością słowa.
- Tak daleko idące środki są jednak
dopuszczalne tylko w wyjątkowych okolicznościach
i zawsze muszą być obudowane odpowiednio silnymi gwarancjami proceduralnymi, mającymi na celu ograniczenie ryzyka arbitralnego i nadmiernie szerokiego stosowania takich kompetencji - zaapelował
Konrad Siemaszko
, prawnik i koordynator programu Wolność Słowa w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.