Fot. Facebook/Czerwona Młodzień OM PPS Wielkopolskie, OZZIP
Pod koniec maja w
Poznaniu
odbył się
protest portierek i portierów
, którzy pracowali w
miejskich budynkach
nadzorowanych przez
Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych
. Domagają się oni
zaległych wynagrodzeń
, problem jednak w tym, że formalnie zatrudniani byli przez agencję pracy dla zewnętrznej firmy. ZKZL tłumaczy, że zaległe pensje to nie ich sprawa, a związki zawodowe nazywają to "drwinami z wyzysku".
ZKZL podpisał umowy w ramach tzw.
outsourcingu
w 2017 i 2018 roku, dotyczyły one ochrony sześciu nieruchomości. Związkowcy twierdzą, że spółka, która wygrała konkurs oferowała za swoje usługi "cenę kilkadziesiąt procent niższą od pozostałych podmiotów", poniżej progu opłacalności. Co więcej, spółka nie zatrudniała pracowników samodzielnie, ale przez agencje pracy tymczasowej.
"Zaoferowana cena była niezgodna z jakimkolwiek racjonalnym rachunkiem ekonomicznym: zakładała, że wykonawca musiałby wykonywać swoje usługi dla ZKZL ze
stratą
kilku tysięcy złotych. Z kolei agencja pracy musiałby zrealizować zlecenie na rzecz wykonawcy ze stratą kilkunastu tysięcy złotych. Cały proceder był możliwy jedynie dlatego, że
"model biznesowy" wykonawcy zakładał osiągnięcie prawdziwego zysku w wyniku systematycznego oszukiwania pracowników
na stawkach godzinowych, dodatkach za pracę w godzinach nocnych i nadgodzinach" - piszą związkowcy z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza.
Pracownikom obniżano więc wynagrodzenia, grożono zwolnieniem, nie płacono im składek ZUS. Skarżyli się również na nadgodziny: niektórzy robili nawet po 300 godzin miesięcznie i
złe warunki pracy
, np. brak ogrzewania. Za dwa miesiące w ogóle nie otrzymali wynagrodzenia. Jak podaje
Gazeta Wyborcza
, w sumie poszkodowanych jest
20 osób
, OZZiP wylicza, że kwota zaległych wynagrodzeń to
235 tysięcy złotych
.
Gdy pracownicy, a w większości to kobiety-portierki, upominali się o wynagrodzenia, byli
zwalniani
. O pensje poszli walczyć do sądu. W sprawach zapadło już
27 prawomocnych wyroków
, jednak komornicy nie mogą ściągnąć należności. Okazało się, że
agencje pracy były fikcyjne
, ich prezesami byli obywatele Wietnamu i Ukrainy, którzy nie mają żadnego majątku. Firmy w zasadzie zapadły się pod ziemię.
W związku z tym portierki i portierzy chcą, aby zapłacił im ZKZL, stąd majowy protest.
"Wzywamy ZKZL do zapłaty zaległych wynagrodzeń! Oskarżamy ZKZL o
popieranie wyzysku, brak kontroli nad środkami publicznymi
i realizacją zleceń ochrony mienia, zwłaszcza w kwestii przestrzegania norm prawa pracy, uzyskanie nieuprawnionych korzyści materialnych i ignorowanie społecznej szkodliwości outsourcingu!" - pisali organizatorzy protestu.
Rzecznik miejskiej spółki tłumaczy natomiast, że "spółka
nie ma żadnego tytułu prawnego
dla dokonania wypłaty zaległych wynagrodzeń pracownikom nierzetelnego wykonawcy" i że "sprawą powinien zająć się sąd".
"Organizowanie protestu pod siedzibą podmiotu nadaje tej dyskusji
wymiar karykaturalny,
a samo stanowisko związku zawodowego naraża na drwiny" - tłumaczy w
oświadczeniu
przesłanym do
Wyborczej
.
OZZiP apeluje do ZKZL o
ugodę
z pracownikami. Na razie do miejskiej spółki skierowano przedsądowe wezwania do zapłaty wynagrodzeń.
- Z informacji, które uzyskaliśmy z rejestrów publicznych podwykonawcy, który bezpośrednio zatrudniał te osoby, wynika, że tak naprawdę nigdy nie prowadziły działalności gospodarczej i były potocznie zwanymi “krzakami”. Ten łańcuszek powstał wyłącznie po to, aby
odsunąć potencjalne roszczenia pracownicze od właściwego wykonawcy, jakim był ZKZL
- mówił podczas protestu
Marcin Czachor
, pełnomocnik poszkodowanych.
Związkowcy zapowiadają, że jeśli nie uda się dogadać, sprawa trafi do sądu. Powołują się na prawo zamówień publicznych i
klauzule społeczne
, które zobowiązują zamawiającego do dopilnowania, żeby wykonawca i podwykonawca zatrudniał na podstawie umowy o pracę.