fot. Instagram/blog Veroniki Radziviliuk
Veronika Radziviliuk
,
modelka z Ukrainy
postanowiła
pozwać zarządcę
luksusowych apartamentów przy Złotej 44
w związku ze śmiercią swojego męża Olega Zdanovycha, który
pod jej nieobecność popełnił w nim samobójstwo
. Kobieta twierdzi, że gdyby pracownicy firmy zarządzającej
wezwali pogotowie, jej męża udałoby się uratować.
Kobieta żąda
10 milionów złotych.
Oleg Zdanovych powiesił się
1 czerwca ubiegłego roku
w swoim apartamencie przy Złotej 44. Kilka dni przed śmiercią milionera jego żona wyjechała do rodziny na Ukrainę.
Zdanovych handlował dziełami sztuki, doradzał przedsiębiorcom w inwestycjach. Po ślubie zamieszkali w Doniecku, a w 2017 r. przeprowadzili się do Warszawy.
Na pięć lat przed przeprowadzką do Warszawy
milioner doznał silnej psychozy
. Biegał po ulicach Doniecka i wymachiwał krucyfiksem. Wówczas zatrzymała go policja. Psychiatra zdiagnozował u niego "
ostre zaburzenie psychotyczne podobne do schizofrenii".
Kiedy pod koniec maja ubiegłego roku kobieta wyjechała do rodziny na Ukrainę, Oleg pozostał w mieszkaniu sam. Radziviliuk, dzwoniła do niego. Według jej relacji początkowo wszystko było w porządku, później jednak milioner zaczął zachowywać się inaczej:
-
Był mniej skoncentrowany na rozmowie, podenerwowany, nieswój.
Kiedy zadzwonił następnego dnia, byłam przerażona. Powiedział, że
wokół budynku jest pełno policji i służb specjalnych,
które chcą go aresztować. Potem
stwierdził, że ma nóż i nie da się zamknąć.
Mówił też, że oskarżają go o wywieszenie rosyjskiej flagi na szczycie budynku - powiedziała
Gazecie Wyborczej.
Wówczas modelka postanowiła
zadzwonić do zarządcy Złotej 44 z prośbą, by ktoś zajrzał do męża.
Pracownik zapukał do drzwi apartamentu, jednak Zdanovych, zapewnił, że wszystko jest u niego w porządku:
-
Wyrażał się składnie, logicznie, nie był agresywny.
Żonie niezwłocznie przekazano informacje na temat przebiegu wizyty - wyjaśniał potem Dariusz Augustyn z firmy Magnus Facility Management zarządzającej budynkiem.
W kolejnych rozmowach biznesmen opowiadał Radziviliuk, że
tnie ubrania i wynosi do śmietnika.
Modelka postanowiła po raz kolejny zadzwonić na portiernię budynku.
Poprosiła by wezwano karetkę i policję
. Wspomniała o ataku psychozy sprzed pięciu lat.
Administratorka miała pojawić się na górze. Przekazała Olegowi, że żona się o niego niepokoi i zaoferowała pomoc.
Jednak jak poinformował Dariusz Augustyn, mężczyzna przeprosił za zamieszanie, zaprosił ją też na herbatę. Jednak
nikt nie wezwał karetki.
1 czerwca ubiegłego roku
modelka wróciła do Polski i znalazła ciało męża w wannie.
Oleg powiesił się
na bluzie przywiązanej do grzejnika.
Kobieta twierdzi, że do tragedii by nie doszło, gdyby zarządca zareagował na jej prośby i wezwał do męża karetkę.
W ramach ugody zażądała 10 mln zł odszkodowania. Firma Magnus odrzuciła propozycję.
Kilka dni temu do sądu wpłynął pozew z żądaniem odszkodowania.
Veronika Radziviliuk musiała
wpłacić 100 tys. zł opłaty sądowej.
Uzbieranie takiej kwoty zajęło jej kilka miesięcy.
- To ogromna suma, ale nie mogłam zrobić inaczej.
Chcę sprawiedliwości
- mówi
Wyborczej
modelka.