W październiku ubiegłego roku w
Gdańsku
podczas samochodowego protestu
Strajku Kobiet
wikariusz
jednej z gdańskich parafii
groził bronią
kobietom biorącym udział w proteście. Ksiądz wulgarnie nakazał kobietom schować parasolkę z logo strajku i wieszak. Później z kolei
wyciągnął pistolet
, zajechał im drogę i odjechał.
Kobiety zgłosiły sprawę na policję i okazało się, że napastnikiem był wikariusz. Policja znalazła mężczyznę. Tłumaczył on, że broń, o której mówią kobiety to
pneumatyczna imitacja pistoletu i chciał ją im tylko "pokazać".
Kobiety złożyły zawiadomienie o zamiarze popełnienia przestępstwa.
W czerwcu wyrok w tej sprawie uprawomocnił się. Sąd nakazał księdzu zapłacić nawiązkę dla poszkodowanych w wysokości 3 tysięcy złotych oraz opublikować przeprosiny. Do tej pory pieniądze nie trafiły jeszcze do pokrzywdzonych, a przeprosiny zostały wydane w innej formie, niż zasądził sąd.
Przed zajściem ksiądz pełnił posługę w parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku-Jelitkowie. Uczył także w szkole podstawowej.
Co ciekawe, po wyroku ksiądz został przeniesiony do
innej parafii
, skąd niedługo później
otrzymał skierowanie do nauczania jako katecheta
w Szkole Podstawowej nr 7 im. Karola Wojtyły w Rumii. Rodzice dzieci uczęszczających do szkoły nie byli zadowoleni z nowego katechety, jednak ksiądz przedstawił dokumenty, na podstawie których może nauczać w szkole:
- Ksiądz Tomasz poinformował wówczas, że
nie jest karany - co potwierdza zaświadczenie z sądu
. Nie jest też sprawcą przestępstw na tle seksualnym. Tym samym spełnia kryteria zatrudnienia w szkole. Ponadto twierdził, że doniesienia medialne na jego temat są niezgodne z prawdą - poinformowała
Wyborczą
Liliana Król, dyrektorka SP nr 7.