The Independent informuje o niecodziennym odkryciu amerykańskich służb. W domu
28-letniej aktywistki antyaborcyjnej
Lauren Handy policjanci z Waszyngtonu znaleźli szczątki martwych płodów.
Policjanci weszli do domu kobiety po anonimowym zgłoszeniu, wedle którego miała ona przechowywać w swoim domu niebezpieczny materiał biologiczny.
Okazało się, że w piwnicy przetrzymywała
szczątki pięciu płodów
.
Jeden z dziennikarzy, który zapytał kobietę o całą sytuację, tuż po wtargnięciu do jej domu, usłyszał od niej, że "ludzie się wściekną, kiedy o tym usłyszą":
The Guardian podaje, że kobieta powiedziała służbom, że
uzyskała dostęp do banku tkanek i narządów płodów
na University of Washington w Seattle. Uczelnia zaprzecza jednak tym doniesieniom. Nie odnotowała także kradzieży swoich zasobów.
W innej wypowiedzi 28-latka miała sugerować, że chciała
"uwolnić" płody i dać im "godny pochówek".
Lauren Handy to znana postać wśród aktywistów antyaborcyjnych. Założyła grupę Mercy Missions. Dawniej samą siebie określała, jako
"katolicką anarchistkę".
Tego dnia, kiedy policja weszła do domu Handy, kobieta została oskarżona w związku z wtargnięciem do kliniki aborcyjnej. Miało to miejsce w październiku 2020 roku. Wówczas grupa osób z Handy na czele zablokowała wejście do obiektu, używając łańcuchów, lin i krzeseł. Za ten czyn, w wypadku skazania przez ławę przysięgłych, grozi jej do 11 lat więzienia i 350 tys. dolarów grzywny.