Wczoraj media obiegła informacja, że dziennikarz
Faktów
TVN
Piotr Kraśko
został skazany na
7,5 tys. zł grzywny i rok zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych
. Wszystko w związku z kontrolą drogową policji, podczas której okazało się, że prezenter jeździł bez uprawnień. Miał je stracić w 2015 roku.
Jeszcze wczoraj dziennikarz opublikował
wpis
w social mediach. Przeprosił w nim, że zawiódł zaufanie widzów oraz dodał, że było to bardzo głupie:
"Wiele razy w tym miejscu używałem słowa "dziękuje" za to, że są Państwo tutaj. Dzisiaj chcę i powinienem użyć innego słowa. Prowadzenie samochodu bez prawa jazdy nigdy nie powinno się wydarzyć i jakiekolwiek usprawiedliwienia tego nie zmienią. Odpowiadając na bardzo zasadne w tej sprawie pytanie: co on miał w głowie?
Cokolwiek to było - było to bardzo głupie
. I wstyd mi za to. Poniosłem konsekwencje prawne" - napisał Kraśko.
W poniedziałek wbrew zapowiedziom Piotr Kraśko nie poprowadził głównego wydania
Faktów
, zastąpiła go Anita Werner. Serwis Wirtualne Media dotarł jednak do informacji, z których wynika, że
TVN Grupa Discovery nie zamierza wyciągać konsekwencji
dyscyplinarnych wobec dziennikarza, który jeździł 6 lat bez prawa jazdy. Kluczowe dla firmy ma być to, że dziennikarz
naruszył przepisy poza miejscem pracy
i bez związku z nią.
Podobnie Kraśkę tłumaczy inny dziennikarz
Jacek Żakowski
, który podnosi, że sprawa nie ma związku z działalnością zawodową dziennikarza:
- W Polsce mamy populistyczną nagonkę na elity profesjonalne - lekarzy, prawników, dziennikarzy. To jedno z największych zagrożeń publicznych - mówi w rozmowie z serwisem Wirtualne Media.
- Kraśko jest fantastycznym znawcą polityki zagranicznej, doskonałym dziennikarzem.
Jeżdżąc z prawem jazdy, jest tak samo świetnym dziennikarzem, jak bez prawa jazdy.
To samo dotyczy innych profesjonalistów, z wyjątkiem zawodowych kierowców i polityków, którzy z wielu względów powinni być jak żona Cezara - uważa Żakowski.
- Profesjonaliści, jak wszyscy inni ludzie, popełniają w życiu prywatnym błędy i jak inni ponoszą za nie kary. Jeśli nie sprzeniewierzają się profesjonalnej solidności, nie ma powodu, dla którego należałoby kary rozciągać na pracę. Celebryci, jak Kraśko, i tak ponoszą dodatkową karę, bo ich grzechy są publicznie dyskutowane, więc dochodzi zakłopotanie i wstyd. To pewnie jest największa.
Wybitni, utalentowani ludzie jak Piotr Kraśko, są skarbem publicznym. Nie ma wielu takich
. Jeśli będziemy marnowali ich pochopnie, to skażemy się na beztalencia i sami się ukarzemy - dodaje.