Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział w rozmowie z Onet Rano, że chce chce, żeby kandydaci do Sejmu i Senatu z jego partii
podpisali publiczne oświadczenia
, że po wyborach nie odejdą do innego ugrupowania. Złamanie umowy grozi
karą w postaci przekazania 1 miliona zł
na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy lub Caritas.
Oświadczenie miałoby być składane w obecności notariusza.
- Dobrowolne oświadczenie w tej sprawie każdy powinien złożyć i wtedy wyborca będzie widział, że można rozliczyć takiego delikwenta - podkreślił.
Kosiniak-Kamysz zaznaczył, że nie będzie nikogo do tego zmuszał, jednak odmowa podpisania dokumentu będzie oznaczała dla konkretnego polityka brak miejsca na liście wyborczej PSL.
- To wynika z doświadczeń, nie tylko mojej formacji, ale tak naprawdę wszystkich formacji, bo w tej kadencji z każdego klubu parlamentarnego odeszli politycy. Chciałbym, żeby byli wiarygodni, żeby nie było sprzedawania się, żeby pokazać wierność wyborcom - stwierdził.
To nie pierwszy raz, kiedy lider PSL mówi tzw. lojalkach. W marcu podczas spotkania w Zielonej Górze jeden z wyborców zapytał go o kwestię posłów, którzy w trakcie kadencji zmieniają barwy polityczne. Wówczas przyznał, że będzie on wymagał publicznych deklaracji od polityków.
- Co zrobić, żeby takich oszustw nie było? Jak Baszko, Mejza, Pawłowska, Ajchler i reszta? Wybierać sprawdzone nie tylko partie, ale i nazwiska. Poseł nie jest związany żadnymi decyzjami, nawet swoich wyborców. Jest bardzo daleko idąca wolność sprawowania mandatu. Tutaj w grę już wchodzi tylko przyzwoitość - powiedział.