W sieci popularność zdobywają wpisy z Instagrama
psycholożki i nauczycielki wychowania do życia w rodzinie
. Kobieta komentuje w nich m.in. projekt ustawy zakazującej edukacji seksualnej, który posłowie skierowali wczoraj do komisji sejmowej.
Nauczycielka tłumaczy, że we wrześniu zmieniła miejsce pracy i opisuje, co wydarzyło się w jej szkole w pierwszych dwóch tygodniach od rozpoczęcia lekcji.
Opisuje, że rodzice, wśród nich m.in. lekarze czy prawnicy,
przynosili deklaracje Ordo Iuris
zakazujące rozmów z ich dziećmi na takie tematy jak
przebieg ciąży
czy
przenoszenie chorób drogą płciową
.
Na zebraniu w piątej klasie pytali,
"czy to prawda, że dzieci dostaną chusteczki lateksowe do seksu oralnego"
oraz czy nauczycielka będzie przynosiła wibratory na lekcje. Została również poproszona o przekazywanie rodzicom wszystkich treści pojawiających się na warsztatach w "niezmienionej formie".
"Dzieciaki uczęszczające na zajęcia wychowania do życia w rodzinie są wyśmiewane przez rówieśników.
Nazywa się je
zboczonymi
. Mnie nazywa się
babą od zboków
. To nie są słowa 11-letnich dzieci, musiały je gdzieś usłyszeć, teraz powtarzają w szkole".
"Po 1,5 miesiąca czuję wypalenie zawodowe. (...) A teraz widzę, że projekt obywatelski, co do którego byłam przekonana, że nikt się nad nim dłużej nie zatrzyma - jest rozpatrywany pod kątem większej penalizacji mojej pracy" - komentuje.
"
Grozić mi mogą 3 lub 5 lat więzienia
. Za pracę. Za 5 lat studiów, 2 lata studiów podyplomowych, rok kolejnych studiów podyplomowych, ciągłe dokształcanie się. Na zajęciach WDŻ zarabiam 500 zł miesięcznie. BRUTTO".