W środę w
Wielkiej Brytanii
odbył się kolejny strajk, w którym - według Reutersa - wzięło udział nawet
pół miliona pracowników
. Według zagranicznych mediów to największe strajki od 12 lat. Do pracy nie stawili się m.in. urzędnicy państwowi, wykładowcy akademiccy, funkcjonariuszy straży granicznej i pracownicy kolei. Największą strajkującą grupą byli natomiast tym razem
nauczyciele
.
Strajki w Wielkiej Brytanii trwają od jesieni i stopniowo dołączają do nich
kolejne grupy zawodowe
m.in. pracownicy poczty i egzaminatorzy prawa jazdy. Kolejne akcje strajkowe regularnie organizują pracownicy kolei i metra, paraliżując transport w całym kraju. Strajkują także pielęgniarki i załogi karetek pogotowia.
Wszyscy domagają się
podwyżek
, ale również
reform
, które poprawiłyby sytuację w poszczególnych sektorach życia publicznego. Premier
Rishi Sunak
niedawno zapowiedział pakiet zmian, który dotyczy m.in. opieki zdrowotnej.
Wczoraj największą strajkującą grupą byli
nauczyciele
- do pracy nie stawiło się nawet
300 tysięcy
z nich. Jak wylicza The Guardian, strajk dotknął
87,5% szkół, a 9% zostało zupełnie zamkniętych
. Nauczyciele nie tylko nie pojawili się w pracy, ale również wyszli protestować na ulice. W rozmowach z mediami podkreślali, że strajkują, bo "nie mają wyboru".
Mary Bousted - przedstawicielka związku zawodowego nauczycieli wyjaśniała, że przez realnie malejące pensje coraz więcej osób decyduje się na porzucenie zawodu. Głównym postulatem protestujących jest więc
podwyżka adekwatna do poziomu inflacji
.
- W ciągu ostatnich 12 lat nastąpił naprawdę katastrofalny spadek płac. Ludzie mówią: mamy dość, ta sytuacja musi się zmienić - mówiła w rozmowie z mediami.
Co ciekawe,
większość rodziców popiera akcję strajkową
nauczycieli mimo niedogodnień, jakie one powodują. Z najnowszego sondażu organizacji Parentkind wynika, że poparcie dla strajków deklaruje 54% rodziców, a przeciwnych jest 36%.