fot. East News
Korea Południowa
tydzień walczyła z pożarem, prawdopodobnie największym w historii kraju. Ogień pojawił się w piątek w
Gosesong
, w prowincji Gangwon. Z powodu silnego wiatru szybko się rozprzestrzeniał, obejmując ogromny obszar górskiej prowincji.
Jak podaje Reuters, w płomieniach, które pochłonęły minimum 500 hektarów lasów,
zginęła jedna osoba
, a 35 jest rannych. Ponad 4000 osób zostało ewakuowanych i zakwaterowanych w pobliskich szkołach i siłowniach.
Media na całym świecie chwalą koreańskie służby za świetnie przeprowadzoną akcję gaszenia pożaru, w której udział brało 15 tysięcy strażaków i żołnierzy. Do akcji zaangażowano też wojskowe helikoptery. Ogień udało się opanować dopiero po tygodniu. Wcześniej władze kraju musiały ogłosić stan wyjątkowy.
Koreański
Czerwony Krzyż
zapoczątkował natomiast świetnie zorganizowaną
akcję pomocową dla poszkodowanych
. Zaangażowano
setki wolontariuszy
, którzy rozdawali ewakuowanym odzież, koce, środki higieniczne i jedzenie. Opatrywali im również rany. W kolejnych dniach wymieniali się, aby poszkodowanym nie zabrakło opieki. Gotowali im obiady i podawali śniadania.
Na miejscu katastrofy pojawił się też prezydent
Moon Jae-in
. Wraz ze sztabem kryzysowym upewniał się, że wszyscy potrzebujący pomocy ją otrzymają.