Fot. Facebook: Włodek Tarnowski
Na Facebooku pojawiły się zdjęcia
dziecka, które wspięło się na dach obserwatorium na Śnieżce
i pod okiem rodzica drążyło w śniegu napis "WROCŁAW". Dziecko znajdowało się tuż nad tzw.
"rynną śmierci"
, która zawdzięcza swoją nazwę licznym wypadkom z tragicznymi skutkami. Jest to
blisko 900-metrowe zbocze Śnieżki
.
Włodzimierz Tarnowski w drugi dzień świąt udostępnił na swoim profilu zdjęcia dziecka oraz rodzica, który trzyma "jabłuszko" do zjeżdżania po śniegu. Zimą dostęp na dach obserwatorium jest łatwiejszy, ponieważ
turyści mogą tam wejść po zaspach
. Oprócz rodziny na dachu stali też inni, jednak chłopiec był najbliżej krawędzi dachu. "Naprawdę były momenty że
chłopiec po lewej stronie o mało nie spadł z dachu
" - napisał pan Włodzimierz.
"Już samo pozwolenie na wejście w takie miejsce jak dach budynku obserwatorium powinnno być karane, a co dopiero w wykonaniu dzieci,
namawianych do tego przez swojego bezmyślnego ojca
, którego jedyną reakcją było namawianie do dalszych tego typu działań" - czytamy dalej w poście.
Jak relacjonuje pan Włodzimierz, tuż pod krawędzią dachu, blisko której był chłopiec, znajdował się murek obok drzwi wejściowych do obserwatorium, a zaraz za nim początek "rynny śmierci", gdzie na przykład w styczniu tego roku zginęło dwóch turystów, 23- i 47-latek. "Ale nie trzeba mieć doktoratu z geografii i topografii terenu żeby zrozumieć że
upadek z dachu z tej wysokości na zamarznięty lód
przed budynkiem też może skończyć się śmiertelnie" - komentuje pan Włodzimierz.
Sprawę skomentował naczelnik Grupy Karkonoskiej GOPR Adam Tkocz w rozmowie z TVN24, nazywając zachowanie turystów "skrajnie nieodpowiedzialnym".
-
Na tym spodku jest bardzo niebezpiecznie
. Pod spodem jest stalowy dach. Wystarczy chwila nieuwagi - tłumaczy Tkocz. - Jeśli się obsuniemy, zwłaszcza na stronę północną, to możemy spaść w kierunku tak zwanej "rynny śmierci", a stamtąd już... że tak powiem, krótka droga na dół. I niestety
może się to skończyć tragicznie, nawet śmiercią
.