fot.Twitter
W poniedziałek wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa
rozwiązał protest przewoźników
przy przejściu granicznym, który trwa od 6 listopada.
- Nie mogę dłużej pozwalać na to, żeby mieszkańcy gminy
tracili pracę
. Przewoźnicy nie wywiązują się z ustaleń, nie przepuszczają przewozów ADR w takim zakresie, jak to zostało ustalone - tłumaczył Sawa w rozmowie z Interią.
Z kolei pan Marian, który protestował w Dorohusku, powiedział dziennikarzom, że "to decyzja na polityczne zamówienie".
- Nie zerwaliśmy żadnych ustaleń, przepuszczamy przewozy humanitarne, ADR [przewozy towarów niebezpiecznych - red.], spożywcze z krótkim terminem przydatności do spożycia. Jesteśmy zaszokowani i czekamy na decyzję na papierze - przekazał.
Oficjalną decyzję ogłoszono o godzinie 13. Wskazano w niej, że protest stanowi "zagrożenie mienia o wielkich rozmiarach" oraz "blokadę ruchu kołowego". Początkowo uczestnicy nie chcieli się zastosować się do decyzji Sawy, dlatego na miejsce wezwano policję. Funkcjonariusze dwukrotnie poprosili zgromadzonych o rozejście się. Przewoźnicy odblokowali ruch na granicy po godzinie 14.
- Blokada punktu kontrolnego Jahodyn-Dorohusk została zakończona. O godzinie 14
przywrócono normalny ruch samochodów ciężarowych
. 15 pojazdów przejechało w kierunku Ukrainy, a 25 ciężarówek zmierzających w stronę Polski, jest odprawianych - przekazał wójt.
Przewoźnicy zapowiedzieli złożenie odwołania od decyzji. Demonstranci zablokowali ruch na przejściach z Ukrainą również w Hrebennem oraz w Korczowej.
Protestujący domagają się m.in. wprowadzenia oddzielnej kolejki dla samochodów wracających do Polski bez towaru czy zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy.