fot. EastNews
W piątek w Dausze, stolicy Kataru rozpoczęły się
Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce
. Aby uatrakcyjnić ich transmisję, po raz pierwszy
zamontowano kamery w blokach startowych
, które od razu wzbudziły kontrowersje.
Jak tłumaczą przedstawiciele
IAAF
czyli Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych, kamery są po to, aby
"jak najlepiej uchwycić dramaturgię i wybuch energii u biegaczy ruszających z bloków".
To jednak nie podoba się biegaczkom. Jak komentuje
Ewa Swoboda
, najlepsza polska sprinterka,
kamery odbierają im intymność
.
- Jestem totalnie na nie. Faceci pewnie mają to gdzieś, ale kobiety nie. Rozmawiałyśmy o tym, to nas spina - mówi w rozmowie z portalem sport.pl.
- Jak chodzimy koło bloków, to się
schylamy, różne rzeczy robimy i ja ciągle myślałam o tym, że wszystko mi widać, na przykład pupę
. No jak się skupić w takich warunkach? To jest szokujące. Zresztą,
samo kamerowanie od dołu jest niefajne
. My, kobiety, chcemy ładnie wyglądać, robimy sobie makijaż, szykujemy się, a tu ktoś nas tak niekorzystnie pokazuje. Myślę, że ludzie z IAAF tak bardzo chcieli iść w przód z nowinką, że o nas wcale nie pomyśleli - dodaje.
- Niech sobie będą kamery gdzieś za naszymi głowami, plecami, ale nie między nogami, bo tak zabiera się nam intymność i skupienie.
Skargę w tej sprawie złożyła już zespół z Niemiec. W odpowiedzi podkreślono, że
wszystkie zdjęcia z kamer w blokach startowych usuwane są 24 godziny po zrobieniu
.
- Ciekawe, czy w rozwój tych kamer była zaangażowania jakaś kobieta. Nie sądzę. Jesteśmy nagrywani przez cały czas, ale nikt tego nie widzi i podobno nie zobaczy, bo zdjęcia znikają z serwera. Cóż, musimy temu zaufać - mówi niemiecka sprinterka,
Gina Luckenkemper
.