fot. East News
Powrót dzieci do szkół
budzi wiele emocji, zarówno wśród rodziców, jak i nauczycieli. Ministerstwo edukacji twierdzi, że
podjęto wszystkie możliwe działania
w trosce o bezpieczeństwo uczniów i pracowników szkół i zachęca do pozytywnego myślenia.
Dariusz Piontkowski
zapewnia, że w razie potrzeby dyrekcja szkoły będzie mogła podjąć decyzję o edukacji zdalnej lub hybrydowej, Jednocześnie media donoszą, że
nawet w strefach żółtych i czerwonych sanepid nie wydaje zgody na nauczanie zdalne
, w całym kraju takie pozwolenia dostało tylko kilkanaście placówek.
Decyzje ministra edukacji krytykuje
Sławomir Broniarz
. W rozmowie z Interią przyznaje, że
polskie szkoły nie są do końca przygotowane na powrót dzieci
.
- Włosi zakupili 2 mln nowych ławek i gwarantują 11 mln masek dla uczniów. Dziennie. My z kolei mamy łącznie 50 mln masek na 4,5 mln uczniów. Na pewno działania makro powinny być podjęte. Należało być przygotowanym inaczej. Nie tak, jak mówi dyrektorka jednej z warszawskich szkół, że wystarczy optymizm i pozytywne myślenie. Tak to nie działa. Musimy być przygotowani na najgorsze. Hurraoptymizmem nie da się zgasić pożaru. Chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. Musimy być pewni, że szkoły nie zostaną zostawione same sobie, bo za rok znów usłyszymy, że to wina nauczycieli, że uczniowie słabo zdali egzamin - mówi.
Dodaje, że nauczyciele są przekonani, że
normalne nauczanie w szkołach potrwa tylko tydzień
.
- Przed sekundą dostałem kolejny telefon, tym razem z Podkarpacia. Nauczyciele wyrażają przekonanie, że tydzień pouczymy, a potem przejdziemy na nauczanie hybrydowe czy zdalne. Mówią też, że nie mają komputerów, sieci, sprzętu, są jak dzieci we mgle. Można to było zrobić o wiele lepiej.
W ocenie Broniarza
"ministrowi edukacji zabrakło wyobraźni"
.
- Ministrowi edukacji zabrakło wyobraźni lub był przekonany, w ślad za wypowiedzią pana premiera, że koronawirus się skończył. W czerwcu minister zapowiadał szkolenie dla 30 tys. nauczycieli i 600 dyrektorów za 50 mln zł. Szkoleń nie było. Pewnie uznano, że koronawirusa nie będzie i nie trzeba szkolić nauczycieli. A szkoda, bo zmarnowano ten czas. To nie jest tylko stanowisko związku, ale również opinia samorządów - tłumaczy szef ZNP.
-
Anna Zalewska
miała większą skłonność do rozmów. Nawet jeśli cynicznie podchodziła do tego tematu, lekceważąc głos opinii publicznej, to przynajmniej stwarzała pozory dyskusji i empatii. A Piontkowski? Po co? Wychodzi z założenia, że jest ustawa o koronawirusie, więc nie musi nic konsultować - dodaje.