fot. Instagram @januszpalikot / krz.ms.gov.pl
Pod koniec stycznia
Janusz Palikot
opuścił areszt śledczy
we Wrocławiu. Stało się to możliwe za sprawą uiszczonej kaucji w wysokości
2 milionów złotych
. Palikot przebywał w areszcie od października 2024 roku. Biznesmen i były poseł usłyszał łącznie osiem zarzutów. Jest on podejrzewany o doprowadzenie do
niekorzystnego rozporządzenia mieniem
na kwotę blisko
70 milionów złotych
. Osób poszkodowanych jest ponad 5 tysięcy.
Teraz media informują o tym co zastał syndyk zajmujący należącą do Janusza Palikota Manufakturą Piwa Wódki i Wina. Do Krajowego Rejestru Sądowego zgłosiło się około
1,4 tys. wierzycieli.
Syndyk masy upadłości Lesław Kolczyński. Kwotę wierzytelności szacuje on na
200 mln złotych
. Z kolei wartość majątku manufaktury opierając się na wycenie, która była robiona wcześniej do postępowania o zatwierdzenie układu, oszacowana została na około 50 mln zł.
Syndyk w rozmowie z serwisem bankier.pl podzielił się tym,
co zastał w manufakturze Palikota
. Zaskoczyło go to, że w środku
nie było ochrony
. Linie produkcyjne, wyposażenie, zapasy magazynowe miały pozostawać bez nadzoru. W związku z tym po wyjściu CBA syndyk musiał organizować ochronę, by nie doszło do kradzieży.
- W zakładach, do których wchodziliśmy, bywało lepiej lub gorzej, ale w tym nadzwyczaj dziwnie było to, że
nikogo to nie interesowało
- powiedział syndyk serwisowi bankier.pl.
Syndyk podkreślił także, że pracownicy spółek Palikota znajdują się w trudnej sytuacji. Mieli być między nimi przerzucani i często nie otrzymywali wynagrodzenia, w związku z czym powstały spore zaległości. Jak przekazał, do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych został złożony wniosek o wypłatę zaległych wynagrodzeń około 50 pracownikom.
Lesław Kolczyński uważa, że Palikot
nowymi spółkami próbował uporać się z problemami, które pojawiały się w starych spółkach
:
- Zbierało się od nowa fundusze pod pretekstem kolejnych działań, prawdopodobnie każdą kolejną zbiórką funduszy spłacano częściowo wcześniejsze zobowiązania. Potwierdzają to również słowa przedstawicieli prokuratury - mówi Lesław Kolczyński. Dodał też, że manufaktura miała mieć problem ze zbytem, o czym świadczy m.in. zapas piwa, jaki zastano w kadziach.