Wczoraj po godzinie 8
system wymagany do przeprowadzenia
szczepień
przestał działać
. Wrócił do działania dopiero przed godziną 12. W związku z tym wszystkie punkty szczepień „stały”. Oprócz tego minister Michał Dworczyk przyznał wczoraj także, że
doszło do błędu systemu
, przez który grupa wiekowa 40 plus mogła uzyskać
termin szczepienia
już na początku kwietnia.
Po awariach na rząd spadła fala krytyki.
Politycy PO
nawoływali w sieci do
dymisji
szefa rządu, odwołania szefa KPRM Michała Dworczyka oraz ministra zdrowia.
Do sprawy odniósł się dziś w rozmowie z portalem tvp.info Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR, a wcześniej m.in. wiceminister Rodziny. Stwierdził, że za rządów PO nie dochodziło do tego typu awarii, bo wtedy nie było tego typu systemów:
- Każdy, kto ma do czynienia z systemami informatycznymi, wie, że awarie się zdarzają. Trzeba posypać głowy popiołem, być pokornym wobec tego typu wydarzeń i nie udawać, że nic się nie stało. Tak właśnie zachował się rząd, bo minister Michał Dworczyk przyznał, że doszło do awarii, padło słowo „przepraszam”, a teraz system został naprawiony. Pamiętajmy, że ten system działa już od trzech miesięcy. Był stawiany od zera i cały czas działa - komentuje w rozmowie z portalem tvp.info Bartosz Marczuk.
-
Za rządów PO nie było awarii systemów online, bo w ogóle nie istniały.
Więc uważam, że ocena obecnych problemów przez opozycję jest zdecydowanie zbyt surowa. Jeśli za jednodniową awarię rząd miałby się podać do dymisji, czego by żądali, gdyby działo się coś naprawdę poważnego? To histeryczna reakcja, którą ciężko traktować poważnie - dodał.
Marczuk zwrócił uwagę, że przez ostatnich pięć lat państwo wykonało w obszarze cyfryzacji ogromną pracę:
- Gdy w 2015 r. zacząłem pracę w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej, zobaczyłem, jaki był wtedy stan cyfryzacji. Rodzice byli zmuszeni, by wszystkie sprawy załatwiać papierowo. Ubiegając się o becikowe, opiekunowie dziecka musieli iść po zaświadczenie z urzędu skarbowego, a dopiero z nim do urzędu gminy. Obie te instytucje miały niezbędne informacje, ale nie były one ze sobą spięte, więc każdy rodzic musiał spacerować od urzędu do urzędu. To tylko jeden przykład, a tak przed 2015 r. wyglądało organizowanie niemal wszystkich spraw urzędowych - podkreśla wiceprezes PFR.