Niemieckie ministerstwo obrony ogłosiło
wojskowy alarm kryzysowy
w związku z gwałtownym załamaniem pogody w zachodnich Niemczech. Podniesienie się wód na Renie, Mozeli i mniejszych rzekach spowodowało
śmierć co najmniej 103 osób
, 1300 nie można zlokalizować. Rzeczniczka miejscowych władz wyjaśnia, że powódź uszkodziła sieć nadajników telefonii komórkowej, co utrudnia komunikację i stąd też może wynikać tak duża liczba zaginionych.
Najgorsza sytuacja panuje w Nadrenii-Palatynacie oraz Nadrenii Północnej-Westfalii.
- Ból jest coraz większy. Nasz kraj związkowy czegoś takiego jeszcze nie widział - mówiła
Malu Dreyer
, premier Nadrenii-Palatynatu, gdzie zginęły 63 osoby.
Z kolei
Armin Laschet
, premier landu Nadrenia Północna-Westfalia, mówi o
"klęsce powodziowej o historycznych rozmiarach".
Decyzję o ogłoszeniu alarmu kryzysowego podjęła minister
Annegret Kramp-Karrenbauer
. Oznacza to, że instancje decyzyjne są przesunięte dokładnie tam, gdzie są potrzebne. Na ten moment rozmieszczono 850 żołnierzy w rejonach dotkniętych kataklizmem, ale ich liczba stale rośnie.