Dziś w godzinach 8-10 odbył się
strajk ostrzegawczy pocztowców
, którzy domagają się podwyżek i zmniejszenia skali zwolnień. Jak zapowiadał Związek Zawodowy Poczty Polskiej, przez dwie godziny od pracy powstrzymać mogli się zarówno pracownicy placówek pocztowych, jak i listonosze czy kierowcy. Dodatkowo w Warszawie odbyła się pikieta związkowców. Tymczasem prezes spółki wyjaśnia, że strajk nie jest dużym wyzwaniem, a sama instytucja jest "w stanie śmierci klinicznej", stąd konieczność redukcji zatrudnienia.
Przypomnijmy, że związkowcy zapowiedzieli strajk ostrzegawczy pod koniec kwietnia. Była to reaakcja na propozycję zarządu, który chciał
poparcia zwolnień grupowych za ewentualne podwyżki dla pozostałych pracowników
.
- Jesteśmy w sporze zbiorowym z pracodawcą od zeszłego roku. Postulowaliśmy wzrost wynagrodzeń brutto dla pracowników o tysiąc złotych. Pracodawca zaproponował nam, można powiedzieć, zero, czyli nie złożył żadnej oferty - mówił dziś w rozmowie z mediami Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
- Oczekujemy od zarządu poważnej rozmowy o wzroście wynagrodzeń pracowników. Przypomnę, że 80 proc. z nas, czyli jakieś 50 tys. osób,
zarabia w ramach umowy o pracę 4023 zł,
więc poniżej minimum krajowego i jest to skandaliczna kwota.
W ramach strajku dziś od 8 do 10 część pracowników mogła powstrzymać się od pracy.
- Pracownicy w ramach strajku mieli prawo
odstąpić od obowiązków służbowych
: panie w okienku nie obsłużyć klientów, listonosz nie wręczyć przesyłek, a kierowcy, jeżeli byli w trasie, zjechać na te dwie godziny w bezpieczne miejsce i tam prowadzić akcję protestacyjną. Pracownicy biurowi mogli przerwać swoją pracę i nie odbierać telefonów, nie odbierać e-maili i poświęcić ten czas na informowanie klientów o trudnej sytuacji pocztowców. Mamy obszary i powiaty, gdzie wszystkie placówki zgłosiły deklarację do strajku - mówił Czyż.
Sebastian Mikosz
, który w marcu został nowym prezesem Poczty Polskiej, w rozmowie z Business Insider mówi, że strajk pracowników "niczego nie da".
-
Nie traktuję tego w kategoriach dużego wyzwania
, dlatego, że myślę, że udział w tym strajku będzie bardzo nieduży. Sam strajk
niczego nie da
i większość z tych, z którymi ja rozmawiam, doskonale to rozumie - mówi.
Jak wyjaśnia, cięcia etatów są konieczne, a w spółce "nie istnieje obecnie model biznesowy, który pozwoliłby zatrudniać więcej ludzi i płacić im więcej".
W rozmowie z Polską Agencją Prasową, którą opublikowano wczoraj, Mikosz tłumaczy natomiast, że zastał spółkę zadłużoną i zacofaną.
-
Poczta Polska jest w stanie śmierci klinicznej. Serce bije, ale głowa przestała działać
. Śmierć kliniczna Poczty polega na tym, że mamy same długi - mówi.
Jak dodaje, chodzi zarówno o długi finansowe, jak i technologiczne:
- Jesteśmy takim skansenem informatycznym, firmą, która funkcjonuje chyba w oparciu o najstarsze dostępne systemy. Szacujemy, że w tej chwili wyjście z długu technologicznego, to jest koszt rzędu pół miliarda złotych. Musimy kupić co najmniej 23 tys. komputerów, zainstalować zupełnie nowe serwery, nowe oprogramowanie. Operujemy na systemach, które mają nawet 20 lat. Musimy unowocześnić system okienkowy oraz ten odpowiedzialny za zarządzanie logistyką.
- Dodatkowo jesteśmy firmą, w której wszystko jest powolne, długie, skomplikowane. Zbudowaliśmy imponującą biurokrację wewnętrzną, której utrzymanie wymusza gigantyczne zatrudnienie. Śmiem twierdzić, że dzisiaj obsługą aparatu biurokratycznego zajmuje się więcej ludzi, niż tych, którzy realnie mają styczność z klientami.
Prezes mówi też o
"długu intelektualnym"
.
- On jest dla mnie szczególnie bolesny, gdyż wiąże się z koniecznością uświadamiania Pocztowcom, że zmiany w naszej firmie są nieuniknione, jeżeli Poczta ma przetrwać. To wygląda trochę tak, jakby nikt nie zauważył, że rynek nam ucieka, rozwiązania w zakresie korespondencji cyfrowej zdominują komunikację prywatną i oficjalną już w najbliższych latach, wypierając tradycyjne listy.
Pytany o strajk pocztowców tłumaczy, że związki po prostu "robią to co zawsze".
-
Związki robią to, co zawsze, czyli skupiają się na wymuszaniu podwyżek płac.
W moich rozmowach z liderami związkowymi nie słyszałem natomiast postulatów, które wiązałyby się z intensyfikacją prac nad nowymi systemami informatycznymi czy większych inwestycji w tym obszarze, co przecież usprawniłoby pracę pracowników. Co zrobiły związki, kiedy Orlen, który też jest spółką Skarbu Państwa, zagarnął rynek automatów paczkowych? Dlaczego nie reagowały 2-3 lata temu? - tłumaczy.