Derehajło zachwala Konfederację i siebie: "sam sobie jestem szefem, więc jednocześnie jestem Areczkiem"

Pod koniec sierpnia były wicemarszałek województwa podlaskiego

, który zasłynął jako bohater memów nawiązujących do tzw. Januszy biznesu, poinformował, że będzie startował w wyborach

. Polityk wcześniej był już związany z Prawem i Sprawiedliwością i Porozumieniem.

Serwis Gazeta.pl postanowił porozmawiać z Derehajłą. Polityka zapytano o to, jak trafił na listy Konfederacji:

- Można powiedzieć, że spotkaliśmy się w połowie drogi. To była obopólna decyzja. Oni zrobili krok do mnie, ja krok do nich. To stało się w tym samym momencie. Poważnie.

Wymieniliśmy się poglądami.

- powiedział.

Wyjawił, że spotkanie odbyło się na 3 tygodnie przed ogłoszeniem list. Derehajło miał w tej sprawie rozmawiać telefonicznie ze Sławomirem Mentzenem, a z Krzysztofem Bosakiem spotkać się osobiście.

Kandydat Konfederacji został zapytany o to, czy zgadza się ze wszystkim postulatami ugrupowania. Przyznał, że

On sam jednak zgadza się z postulatami płacenia dobrowolnego ZUS, liniowego podatku na poziomie 12 procent, czy bonu edukacyjnego.

Polityk uważa, że Konfederacja jest źle postrzegana, ale to jedyna "partia zmiany":

-

przez jakieś dawne wypowiedzi, ale dzisiaj to ona wydaje się

i dlatego postanowiłem kandydować z jej ramienia. Miałem taką refleksję niedawno. Siedzę na obradach sejmiku, słucham tych awantur między PiS a PO i myślę: O czym oni gadają? Nic o strategii rozwoju dla regionu, nic o poważnych sprawach, tylko jakieś bezprzedmiotowe sprzeczki. Wielu tych radnych znam, szanuję, ale - tak patrząc szerzej na politykę - brakuje mi w niej dynamiki, pozytywnej energii, takiego pazura Podlasia. Dlatego postanowiłem kandydować - powiedział.

- Nie mam zielonego pojęcia. Nie poznałem jeszcze wszystkich, ale

. I przyznam, że ten szef jest strasznie wymagający i każe mi zasuwać od świtu do nocy - powiedział.

Zobacz też: