Prawo i Sprawiedliwość
w trakcie obecnej kadencji
zamknęło powstały za czasów Platformy Obywatelskiej trzyletni program finansowania in vitro.
Utworzono
w jego miejsce nowy - "Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce na lata 2016–2020", czyli
leczenia bezpłodności metodami naturalnymi z wykorzystaniem tzw. naprotechnologii.
Ma on kosztować
99,9 mln zł.
Program budzi wiele kontrowersji. Lekarze podkreślali, że na temat skuteczności naprotechnologii brakuje wiarygodnych publikacji naukowych. Ponadto jest to metoda, którą sam jej twórca określa jako "propozycję ideologiczną, związaną z problemem niepłodności w małżeństwie".
Jak ustaliła
Rzeczpospolita,
trudno oszacować na ile jest on skuteczny, ponieważ ministerstwo postanowiło ukryć jego wyniki.
Jak podaje dziennik, na stronach Ministerstwa Zdrowia można znaleźć program w starym brzmieniu i nowym - obecnie obowiązującym. W tej pierwszej wersji program określa
cztery mierniki skuteczności programu:
liczbę 8 tys. par, które przystąpią do udziału, liczbę 4 tys. par, które ukończą cały etap diagnostyczny, liczbę 6 tys. par, które zostaną skierowane do dalszego leczenia niepłodności, oraz odsetek 30 proc. par, u których zostanie potwierdzona klinicznie ciąża ze zdiagnozowaną przyczyną niepłodności.
W nowej zaktualizowanej wersji programu zabrakło ostatniego miernika
, jakim jest odsetek par, u których potwierdzono ciąże ze zdiagnozowaną przyczyną niepłodności.
W rozmowie z
Rzeczpospolitą
Biuro komunikacji ministerstwa
wyjaśniło, że „pary uczestniczące w programie nie mają obowiązku informowania ośrodka o tym, że zaszły w ciążę".
Dodał też, że
liczb ciąż nie jest najlepszym miernikiem:
"Z punktu widzenia założeń i celów jego skuteczność powinna być mierzona liczbą par, które skutecznie zakończyły diagnostykę".
Były wiceminister zdrowia w rządzie PO Igor Radziewicz-Winnicki,
który stworzył wcześniej działający program in vitro twierdzi, że zaprzestanie badania liczby ciąż ma przykryć niekorzystne wyniki programu wprowadzonego przez Prawo i Sprawiedliwość:
-
Trudno, by ten program pomagał,
bo
nie ma w nim żadnego leczenia i wykonuje się samą diagnostykę
, a od tego nie zachodzi się w ciążę - stwierdził.
Jak podkreśla Radziewicz-Winnicki
wcześniejszy program kosztował prawie trzy razy tyle
co ten wprowadzony przez PiS, czyli 260 mln złotych, jednak w ramach niego urodziło się aż
22 tysiące dzieci.
W październiku ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia podsumowało na podstawie starego dokumentu ze wszystkimi miernikami pierwsze lata funkcjonowania programu. Okazało się, że przystąpiło do niego 1300 par, którym urodziło się 70 dzieci. Jak wyliczył
Dziennik Gazeta Prawna
,
skuteczność programu wynosiła więc 5%, a urodzenie jednego dziecka to koszt ponad 440 tysięcy złotych.