Na początku października
Kolektyw Stop Bzdurom
poinformował, że jeden z aktywistów został pchnięty pod tramwaj:
"Lu został zaatakowany na ulicy. Wepchnięty pod tramwaj, szczęśliwie dalej z nami dzięki reakcji motorniczego".
Kampania Przeciw Homofobii szukała świadków tego zdarzenia. Ku zdziwieniu sprawą zajęło się także
Ordo Iuris, które zawiadomiło o sprawię prokuraturę:
"Z uwagi na prawny obowiązek zawiadomienia o możliwym popełnieniu przestępstwa opisywanego jako „usiłowanie zabójstwa”, Ordo Iuris składa do Prokuratury Krajowej zawiadomienie
. Agresja fizyczna jest niedopuszczalna
. Liczymy na to, że organy ścigania ustalą dokładny przebieg zdarzenia".
Sprawą zainteresował się także
prawicy aktywista Waldemar Krysiak
, który przekazał na Twitterze informacje o
d Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie
, który twierdzi, że w raportach
nie odnotowano opisywanego incydentu
:
""W sprawę włączyła się Kampania Przeciwko Homofobii, która – ignorując prawo i zdrowy rozsądek - przejęła rzekomo prowadzenie śledztwa. KPH twierdziła, że jest »w stałym kontakcie« z warszawskimi tramwajami i zbiera dowody.
Jak się okazuje, było to kłamstwo
" - pisze aktywista na Twitterze.
"Do ZTM nie wpłynęło bowiem żadne zawiadomienie o rzekomej próbie morderstwa, ani o żadnym innym ataku. Co więcej: ZTM na własną rękę przeszukał nagrania z tramwajów oraz potencjalne zgłoszenia motorniczych i niczego nie znalazł" - relacjonuje dalej Krysiak.