Potknięcie na sejmowych schodach
Bartłomieja Sienkiewicza
wywołało w tym tygodniu wiele komentarzy i podejrzeń, że poseł KO był pod wpływem alkoholu.Szef klubu
Borys Budka
zapewniał w czwartek, że Sienkiewicz był trzeźwy, sam poseł stwierdził natomiast, że oskarżenia to część kampanii wymierzonej w opozycję.
Przy okazji wróciła jednak dyskusja o sprzedaży alkoholu w Sejmie. W kompleksie budynków można go nabyć przynajmniej w kilku miejscach: zarówno restauracji sejmowej, ale i w domu poselskim, w którym znajduje się m.in. coctail-bar.
Posłanka Partii Razem
Magdalena Biejat
uważa, że
alkohol stanowczo powinien zniknąć z parlamentu
.
- Uważam, że powinniśmy przestać się zgadzać na kulturę, w której alkohol jest dostępny literalnie wszędzie i o każdej porze - czy to w licznych sklepach nocnych, czy na całodobowych stacjach benzynowych - mówi Biejat w rozmowie z
Super Expressem
.
- Polacy nadużywają alkoholu i absolutnie
nie powinniśmy się zgodzić na picie w miejscu pracy
- niezależnie od tego, czy to jest Sejm czy jakiekolwiek inne miejsce. A że Sejm jest miejscem pracy, gdzie można alkohol kupić? Trzeba się mocno zastanowić, czy tego nie zmienić - dodaje.
W 2019 roku Super Express informował, że wydatki na alkohol w sejmowych barach rosną. W 2018 roku Kancelaria Sejmu wyłącznie z tytułu sprzedaży alkoholu na terenie gmachu przy Wiejskiej, odnotowała obrót prawie 80 tys. zł. W 2019, tylko do 31 lipca na alkohol posłowie i ich goście - bo tylko oni mają wstęp do restauracji i baru - wydali 75 tysięcy złotych.