fot. Straż Graniczna
Straż Graniczna poinformowała, że funkcjonariusze
odnaleźli przy granicy z 27-letnią obywatelkę Syrii
, którą poszukiwał mąż. Służby
oskarżają aktywistów
działających na rzecz migrantów o
współpracę z przemytnikami
, których ofiarą miała być właśnie uratowana kobieta.
"Cudzoziemkę
samą w lesie pozostawili aktywiści
, z którymi skontaktowali się przemytnicy. Kobieta nie była w stanie iść, pozostała część grupy imigrantów odeszła z przemytnikami" - napisano na Twitterze.
Według relacji Straży Granicznej, kobieta przyleciała do Moskwy, a następnie przewieziono ją samochodem do Mińska. Granicę miała przekroczyć
wraz z grupą osób
, którą prowadziło dwóch przewodników. Ci zadzwonili po aktywistów, a w nocy przyszły do nich dwie osoby - kobieta i mężczyzna.
"Grupa imigrantów poszła dalej, Syryjka nie była w stanie iść,
pozostawiono ją samą w lesie
. Przerażona skontaktowała się z mężem podając swoją lokalizację. Mężczyzna legalnie mieszkający w Niemczech poprosił funkcjonariuszy SG o pomoc. Kobietę odnaleziono i zabrano do szpitala" - relacjonują służby.
Według Straży Granicznej, ten przypadek kolejny raz potwierdza, że
aktywiści są w kontakcie z cudzoziemcami
po stronie białoruskiej oraz z
organizatorami nielegalnego przekraczania granicy
. Ponadto funkcjonariusze twierdzą, że "po raz kolejny nie poinformowali służb i pozostawili cudzoziemców w lesie narażając ich życie i zdrowie".
Zapewniono, że Syryjka jest bezpieczna, spotkała się z mężem oraz złożyła wniosek o zmianę imienia i/lub nazwiska.
"W tym samym czasie do podlaskiego oddziału SG wpłynęło zapytanie od jednej z posłanek o grupę cudzoziemców, z którą nielegalnie przekroczyła granicę ob. Syrii.
SG nie miała jeszcze informacji, że z kobietą były inne osoby
" - dodano.
Internauci szybko zauważyli pewne niejasności. W ostatnim tweecie służby twierdzą, że nie posiadają informacji, czy z kobietą były inne osoby, choć na początku poinformowali, że Syryjka przebywała w grupie migrantów, którą rzekomo prowadzili przemytnicy.
"Prawdziwymi bandytami są
przebierańcy w mundurach
, którzy przepychają za drut kolczasty mirgrantow narażając ich na utratę życia po białoruskiej stronie" - podkreślił aktywista Bart Staszewski.