fot. EastNews
Posłowie PiS złożyli już pierwszy projekt w nowym Sejmie. Przewiduje on
nowelizację ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych
i zniesienie tzw.
limitu 30-krotności wynagrodzenia, powyżej którego nie są potrącane składki ZUS
.
Limit ten wynosi w tym roku 142 950 zł rocznie, ale z szacunków ZUS wynika, że przekracza go ponad 370 tys. osób. Dzięki zmianom rząd mógłby ściągnąć ponad
5,5 mld zł
.
Zmiana jest krytykowana przez pracodawców, jak i związki zawodowe. Krytycznie odnosi się do niego również
Koalicja Obywatelska
. Również
Porozumienie Jarosława Gowina
ma głosować przeciwko tym zmianom.
W czwartek rano
Włodzimierz Czarzasty
zapowiadał, że projektu nie poprze także Lewica. Kilka godzin później
Marcelina Zawisza
poinformowała jednak, że poparcie jest możliwe, ale pod pewnymi warunkami.
- Będę namawiać do tego, żebyśmy zagłosowali za, pod warunkiem, że będzie fragment o tym, iż będzie obowiązywać emerytura maksymalna - powiedziała posłanka partii Razem.
Sprawę komentowała na antenie TVN24
Małgorzata Kidawa-Błońska.
- Ja mam nadzieję, że jednak nawet dla Lewicy
ekonomia ma znaczenie
i przyszłość pokoleń Polaków, przyszłość systemu emerytalnego, i jednak sprawdzą wyliczenia ekspertów, policzą to wszystko i nie zagłosują - mówiła w rozmowie z
Moniką Olejnik
.
Dopytywana,
co jednak, gdy posłowie Lewicy poprą projekt,
odpowiedziała:
- To znaczy, że są nic nie warci.
- Ale ja naprawdę wierzę w argumenty merytoryczne i że nie ulegną takim łatwym, populistycznym obietnicom, tylko pomyślą o Polsce za 10, za 15 lat - dodała.
Słowa Kidawy-Błońskiej są szeroko komentowane w mediach społecznościowych i krytykowane przez polityków i zwolenników Lewicy.