W niedzielę w
Berlinie
odbyła się
prorosyjska parada
samochodów zorganizowała przez Rosjan mieszkających w Niemczech. Według lokalnej policji udział wzięło w niej około 900 osób, demonstrację zarejestrowano pod hasłem
"Stop propagandzie w szkołach, stop dyskryminacji osób rosyjskojęzycznych"
. Organizatorem akcji był Christian Freier, mechanik samochodowy z Mahlsdorfu. Pochodzi z Rosji, a od 2001 r. mieszka w Niemczech.
W ramach manifestacji samochody z rosyjskimi flagami przejechały przez ulice miasta, złożono również kwiaty pod Pomnikiem Żołnierzy Radzieckich. Oprócz flag Rosji demonstrujący mieli transparenty z napisami "Stop dyskryminacji" i "Przestańcie nas nienawidzić". W ten sposób mieszkający w Niemczech Rosjanie chcieli zademonstrować solidarnosć z ojczyzną, co jednoznacznie zostało odebrane jako
poparcie dla wojny w Ukrainie
. Jedna z uczestniczek manifestacji miała na samochodzie symbol "Z", który jest zakazany w Berlinie.
Prorosyjska parada wywołała ogrome emocje w całym kraju.
"Niech ktoś mi wyjaśni, dlaczego my w Niemczech nie możemy obarczać obywateli Rosji współodpowiedzialnością za wojnę Putina, skoro Rosjanie w Berlinie wychodzą na ulice, żeby głośno poprzeć tę wojnę" - napisał na Twitterze
Julian Röpcke
, dziennikarz niemieckiej gazety Bild.
Zareagował również
ambasador Ukrainy w Niemczech
, zwracając się do burmistrzyni Berlina i tamtejszej policji.
"Jak mogliście pozwolić na tę paradę hańby w środku Berlina? W dniu, w którym ujawniono masakrę ludności cywilnej w Buczy?" - napisał
Andrij Melnyk
.
Do sprawy odniosła się wczoraj burmistrzyni
Francizka Giffey
.
"Rozumiem złość i zdecydowanie
potępiam wszelkie stwierdzenia, które bagatelizują lub legitymizują rosyjską wojnę
" - napisała.
Zaznaczyła, że samochód z literą "Z" został "wyciągnięty" z parady. Podkreśliła jednak, że
"parada odbyła się w ramach wolności zgromadzeń".
Jak poinformowała berlińska policja, wobec kobiety, która miała na samochodzie symbol "Z" wszczęto postępowanie karne.