Wczoraj
Jewgienij Prigożyn
zabrał głos po raz pierwszy od zakończenia
"rajdu na Moskwę"
. W nagraniu opublikowanym przez jego służbę prasową szef grupy Wagnera wyjawił, dlaczego zdecydował się na taki krok. Prigożyn stwierdził, że w wyniku intryg
grupa Wagnera "miała przestać istnieć 1 lipca 2023 roku"
. Dodał, że to nie on i jego ludzie, byli agresorami, lecz to właśnie ich zaatakowano:
- Zginęło 30 osób. Niektórzy zostali ranni. To stało się impulsem do natychmiastowego natarcia. (...) Jedna z kolumn udała się do Rostowa, druga w kierunku Moskwy. (...)
Żałujemy, że musieliśmy uderzyć w samoloty, ale rzucili bomby.
Przejechaliśmy 780 km. Zostało nam 200 km do Moskwy. Wśród pilotów Wagnera jest kilku rannych i dwóch zabitych - wśród nich pracownicy MON. Żaden z bojowników nie został zmuszony do marszu, a wszyscy znali jego cel - mówi Prigożyn.
Lider grupy stwierdził, że jego "najemnicy to zmotywowani bojownicy, którzy wykonywali zadania wyłącznie w interesie Federacji Rosyjskiej - w Afryce i krajach arabskich - na całym świecie":
- W ostatnim czasie jednostka ta osiągnęła dobre wyniki w Ukrainie, wykonując najpoważniejsze zadania. W wyniku intryg, nieprzemyślanych decyzji jednostka ta miała przestać istnieć 1 lipca 2023 roku. Zebrała się rada dowódców, która przekazała bojownikom wszystkie informacje. Nikt nie zgodził się na podpisanie umowy z rosyjskim Ministerstwem Obrony, bo wszyscy wiedzą, że doprowadzi to do całkowitej utraty zdolności bojowej. Doświadczeni wojownicy i dowódcy pójdą na łatwiznę, gdzie nie będą mogli wykorzystać swojego potencjału i doświadczenia. Ci bojownicy, którzy zdecydowali się przenieść do regionu moskiewskiego, zrobili to. Ale to minimalna liczba, szacowana na 1-2 proc. - mówił.
- Pomimo tego, że nie wykazaliśmy żadnej agresji, zostaliśmy zaatakowani rakietami, a zaraz po tym zadziałały helikoptery. Zginęło około 30 bojowników, niektórzy zostali ranni. To był powód, dla którego rada dowódców natychmiast zdecydowała się ruszyć naprzód. Powiedziałem, że nie będziemy stosować agresji, ale jeśli nas zaatakują - odpowiemy - powiedział.
Prigożyn podkreślił, że celem całej akcji było zapobieżenie zniszczeniu jego jednostki:
-
W ciągu dnia przejechaliśmy 780 km, nie zginął ani jeden żołnierz.
Żałujemy, że zostaliśmy zmuszeni do uderzenia w samoloty i helikoptery, ale one zrzucały bomby i przeprowadzały ataki rakietowe. W tym czasie wszystkie obiekty wojskowe, które znajdowały się wzdłuż drogi, zostały zablokowane i zneutralizowane. Żaden z tych, którzy byli na ziemi, nie zginął. Wśród bojowników- kilka osób zostało rannych, a dwóch zginęło, którzy dołączyli do nas z personelu wojskowego MON. Żaden z bojowników nie został zmuszony do marszu i wszyscy znali jego ostateczny cel. Celem akcji było
zapobieżenie zniszczeniu PKW Wagner
oraz pociągnięcie do odpowiedzialności wszystkich osób, które swoim nieprofesjonalnym działaniem popełniły ogromną ilość błędów podczas specjalnej wojennej operacji - tłumaczy.
Lider bojowników podkreślił, że jego celem nie było "przelewanie krwi", czy obalenie władzy:
- Zatrzymaliśmy się w momencie, gdy pierwszy oddział szturmowy, który zbliżył się do 200 km od Moskwy, rozmieścił artylerię, rozpoznał teren i w tym momencie stało się oczywiste, że przeleje się dużo krwi. Dlatego uznaliśmy, że wystarczy zademonstrować, co zamierzamy zrobić. Nasza decyzja o odwróceniu się wynikała z dwóch czynników: nie chcieliśmy przelewać rosyjskiej krwi. Po drugie, pojechaliśmy zademonstrować swój protest, a nie obalić rząd w kraju - deklaruje.
- W tym czasie Łukaszenko wyciągnął rękę i zaproponował znalezienie rozwiązań dla dalszej pracy PKW w jurysdykcji prawnej. Kolumny zawróciły i poszły do obozów polowych - tłumaczy.
Szef Wagnerowców zwraca uwagę, że akcja pokazała problemy związane z
bezpieczeństwem Rosji:
- Nasz "marsz" pokazał najpoważniejsze problemy bezpieczeństwa w całym kraju. Zablokowaliśmy wszystkie jednostki wojskowe, lotniska. W ciągu 24 godzin pokonaliśmy odległość odpowiadającą odległości z miejsca startu wojsk rosyjskich 24 lutego 2022 r. do Kijowa i z tego samego miejsca do Użhorodu. Dlatego, jeśli działania w dniu 24 lutego 2022 roku, w momencie startu specjalnej operacji były prowadzone przez jednostkę pod względem poziomu wyszkolenia i opanowania moralnego, jak grupa Wagnera, to być może "specjalna operacja" trwałaby jeden dzień - mówi Prigożyn.
- Pokazaliśmy poziom organizacji, któremu musi sprostać rosyjska armia. Kiedy w dniach 23-24 czerwca przechodziliśmy obok rosyjskich miast, cywile witali nas z flagami Federacji Rosyjskiej oraz emblematami i flagami Wagnera. Byli szczęśliwi, kiedy przechodziliśmy obok. Niektórzy są zawiedzeni, że zatrzymaliśmy się, bo w "marszu sprawiedliwości" oprócz naszej walki o byt, zobaczyli poparcie dla walki z biurokracją i innymi bolączkami, które istnieją dzisiaj w naszym kraju - dodał Prigożyn.