
fot. Twitter
Reporterzy RMF FM nieoficjalnie dowiedzieli się, że według wstępnych ustaleń Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych obiekt, który znaleziono dwa tygodnie temu w Zamościu pod Bydgoszczą to
rosyjski pocisk manewrujący Ch-55
.
Pocisk został znaleziony 24 kwietnia przez kobietę, która wybrała się na przejażdżkę konną po lesie. Początkowo sądzono, że to dron, a później, że to szczątki pocisku lotniczego. Na sprzęcie widnieją napisy w języku rosyjskim.
Z ustaleń Instytutu wynika, że
polska armia nie posiada
na wyposażeniu czy w magazynach pocisków Ch-55, dlatego ten konkretny obiekt najpewniej przyleciał ze Wschodu.
Pociski manewrujące Ch-55 powietrze-ziemia były produkowane w czasach Związku Radzieckiego. Mają zasięg około 3 tysięcy kilometrów. Ich przeznaczeniem było przenoszenie głowic jądrowych. Rakieta, która spadła w okolicach Bydgoszczy, była nieuzbrojona.
Przypomnijmy, że w listopadzie zeszłego roku w miejscowości Przewodów w województwie lubelskim, tuż przy granicy z Ukrainą, spadły dwie zbłąkane rakiety. W wyniku uderzenia zginęły dwie osoby. Początkowo podejrzewano, że rakieta jest rosyjska, następnie prezydent USA Joe Biden przekazał partnerom z grupy G7 oraz NATO, że wybuch w Polsce wywołała ukraińska rakieta obrony powietrznej. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaprzeczył, że rakieta została wystrzelona przez siły ukraińskie.