Facebook/Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Polska
W czwartek wieczorem na warszawskim Służewcu, w pobliżu Galerii Mokotów, ktoś otruł kilkaset ptaków. Jak mówią świadkowie,
kawki zaczęły nagle spadać z drzew na ulicę
.
Jak donoszą organizacje społeczne, na miejscu znaleziono aż
200 martwych ptaków
, tylko niektóre udało się uratować. W pobliżu znaleziono butelki po środku chemicznym.
W akcji brało udział wiele służb, między innymi Eko Patrol Straży Miejskiej i Straż Pożarna, ale - wedle relacji świadków - to organizacjom społecznym udało się zdziałać najwięcej.
Jedną z nich była
Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Polska
. Jej wolontariusze na Facebooku zrelacjonowali przebieg akcji, zwracając uwagę na opieszałość służb.
Jak twierdzą, Jednostka Ratownictwa Chemicznego Straży Pożarnej pojawiła się na miejscu zdarzenia dopiero 6 godzin po pierwszych zgłoszeniach o ataku chemicznym. Nie mogła jednak wykonać swoich zadań, bo ptaki były wcześniej dotykane.
Policja twierdzi natomiast miała “związane ręce”, ponieważ osoby decyzyjne - pracownicy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii i Inspekcji Sanitarno-Epidemiologicznej nie odbierali telefonów.
To obnaża nieudolność służb
- czytamy.
Zdaniem wolontariuszy, polskie służby są zupełnie nieprzygotowane na atak biologiczny czy chemiczny.
Co musi się stać, aby odpowiednie osoby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo zajęły się tematem? Szanowni ministrowie, szkoda pieniędzy na szkolenia za grube miliony, wystarczy garść padłych ptaków w centrum stolicy i prawda o poziomie przygotowania na zagrożenia wychodzi na światło dzienne. 18 lat temu policjant zastrzelił weterynarza zamiast tygrysa w Warszawie. I co? I nic się nie zmieniło.