fot. Shutterstock
Moskwiewska policja przyszła do domu
12-latka, który na lekcji historii pytał o wojnę w Ukrainie
. Gdy funkcjonariuszom nikt nie otworzył, rodzinie odcięto prąd i pozostawiono wezwanie na komisariat.
O sprawie informuje niezależna Nowaja Gazeta, w rozmowie z którą 12-letni Kiryłło i jego mama relacjonują zdarzenie. Chłopiec opowiada, że ma ukraińskie korzenie i bardzo przeżywa to, co dzieje się w Ukrainie. Na lekcji historii zapytał nauczycielkę,
dlaczego Putin rozpoczął wojnę.
- Nauczycielka odpowiedziała, że to
"specoperacja"
, że nie wie dokładnie, gdzie teraz są nasze wojska, ale gdyby zatrzymały się w połowie drogi, to agresja Ukrainy trwałaby nadal. Niewielka część klasy była po mojej stronie, zadawali też pytania. Nauczycielka powiedziała, że specjaliści z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych udostępniają
fake newsy
, że to nieprawda że w Rosji biją protestujących na demonstracjach przeciwko wojnie. Że demonstracje muszą być uzgodnione z władzą. Zapytałem, jak demonstracje przeciwko działaniom samego rządu można uzgodnić z rządem, ale nie dostałem odpowiedzi - opowiada.
Nauczycielka miała natomiast powiedzieć klasie, że "wszystko zaczęła Ukraina i to się skończy, gdy Ukraina skapituluje". Po lekcji Kiryłło miał krzyknąć jeszcze na korytarzu
"Chwała Ukrainie"
.
Matka chłopca opowiada, że tego samego dnia dostała
telefon z policji
z poleceniem stawienia się na komisariacie, aby porozmawiać o zachowaniu syna. Kobieta odpowiedziała, że poczeka na oficjalne wezwanie. Dzwoniono do niej również ze szkoły. Następnego dnia
do ich mieszkania przyszli policjanci
. Ponieważ chłopiec był sam, nie otworzył drzwi. Funkcjonariusze dobijali się pół godziny, następnie
odcięli rodzinie prąd
. Po drzwiami zostawili
wezwanie
na przesłuchanie z groźbą "doprowadzenia do więzienia" w przypadku niestawiennictwa.