W niedzielę w
Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku
Szymon Hołownia
potwierdził swój
start w wyborach prezydenckich.
-
My naprawdę idziemy wygrać te wybory.
Przekonać kilka milionów Polaków, że jedynym szefem prezydenta powinien być naród, my, wy. Będę zabiegał u was o tę pracę - mówił.
- System się zawiesił. Żeby się odwiesił, musimy w maju 2020 r. zamontować w nim bezpartyjny bezpiecznik - dodał.
Hołownia udzielił wywiadu
Tygodnikowi Powszechnemu
.
Mówi, że na kampanię wydał z własnych środków 200 tysięcy złotych.
-
Naprawdę dużo pracowałem przez ostatnie miesiące, by zarobić na ten projekt
, poza tym kilkanaście osób wsparło mnie darowiznami w wysokości 4900 zł - na tyle pozwala prawo osobom, które nie są ze sobą spokrewnione. Wśród tych osób nie ma milionerów, polityków, lobbystów, to moi przyjaciele od lat - zapewnia Hołownia.
Dopytywany o pozostałe środki na kampanię, która może kosztować miliony złotych,
stwierdził, że "nie wstydzi się prosić":
-
Wiem, że crowdfunding przywraca ludziom sprawczość
- powiedział.
W wywiadzie Hołownia przekonuje, że nadaje się do tego, żeby zostać prezydentem:
- Nie marzę o polityce jako takiej, o byciu całe życie posłem czy ministrem. Funkcja, o którą chcę się ubiegać, maksymalnie trwa 10 lat.
Nadaję się do tego, by zacząć odbudowywać podstawowy warunek suwerenności współczesnego państwa
: spójność społeczną. Nie sycić się siłą, lecz budzić w ludziach ich moc. Wspólnie przepracowywać lęki. Lubię i umiem to robić - ocenia Hołownia.
Stwierdził też, że słynna
fraza Tuska o prezydencie Polski jako "strażniku żyrandola" bez wielkich kompetencji, zrobiła wiele złego.