Wczoraj TVP Info podało, że
Marta Lempart
, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, jest
zarażona koronawirusem
. Podkreślono, że to informacja jest nieoficjalna, a fakt, że
Lempart ma pozytywny wynik testu, "ustalili dziennikarze TVP Info"
. W artykule przypomniano, że OSK "nielegalnie organizują demonstracje", a sama Lempart 10 grudnia spotkała się w Brukseli z Donaldem Tuskiem. Krytyczne materiały na temat Lempart pokazano również w Teleexpresie i Wiadomościach TVP.
Lempart
potwierdziła zakażenie w rozmowie z Onetem
. Przyznała, że prawdopodobnie zakaziła się we Wrocławiu, po powrocie z Brukseli i że ma w domu osobę chorą na Covid-19. Nie brała udziału w demonstracji, która odbyła się 13 grudnia.
Liderka Strajku Kobiet
zastanawia się jednak, skąd TVP wiedziało o jej zakażeniu
.
"I teraz pytanie za 100 punktów - jak bezpieczne są w Polsce dane o stanie zdrowia wszystkich osób poddających się państwowemu testowi na koronawirusa, skoro
funkcjonariusze PiS udający dziennikarzy dowolnie je sobie biorą z państwowej bazy?
I bez kozery publikują?" - pisze na Twitterze.
Głos w sprawie zabierają także dziennikarze i politycy.
Na zarzuty odpowiada na Twitterze
Daniel Liszkiewicz, wiceszef publicystyki TVP Info.
"Publikacja o zakażeniu koronawirusem u organizatorki i uczestniczki protestów, podczas których miała kontakt z setkami innych osób, jest
istotna z perspektywy ważnego interesu publicznego
. O tym fakcie, Marta Lempart powinna sama niezwłocznie, poinformować" - pisze.
"Każdy, kto zetknął się z M. Lempart
ma prawo wiedzieć, że miał styczność z osobą zakażoną
i podjąć w związku z tym odpowiednie działania. Z uwagi na to, że nie można ustalić wszystkich osób, "z kontaktu", to ukrywanie tego faktu przez kilka dni to skrajna nieodpowiedzialność".