fot. East News
Robert Lewandowski
zdecydował się na szczerą rozmowę z
Przeglądem Sportowym
, w której odniósł się do głośnej sprawy dotyczącej
premii od premiera
dla piłkarzy reprezentacji. Kapitan drużyny ocenił, że zamieszanie związane z 30 milionami zł było tylko pretekstem do
podzielenia Polaków
.
Piłkarz ocenił, że rozmowa z Mateuszem Morawieckim dotycząca rzekomej premii miała miejsce parę minut przed wyjazdem z hotelu na lotnisko i
żaden z zawodników nie potraktował propozycji poważnie
.
- Nigdy nie było żadnej rozmowy, skąd by ta premia miała być, z jakich środków. Dla nas to były takie trochę
wirtualne pieniądze
. My niczego nie oczekiwaliśmy, niczego nigdy się nie domagaliśmy i też
nie wyciągnęliśmy rąk po publiczne pieniądze
. Jest oczywiste, że lepiej, aby w ogóle tego tematu nie było, bo
nie jechaliśmy na mundial dla pieniędzy
, chcę to jasno powiedzieć. My traktujemy piłkę nożną i reprezentację przede wszystkim jako dumę - zapewnił.
Lewandowski podtrzymał, że on i jego koledzy zarabiają przede wszystkim z gry w piłkę nożną w klubach.
- Słyszałem wiele nieprawdziwych informacji na ten temat. Chcę więc jasno powiedzieć, że
nie było żadnego sporu
w reprezentacji między nami a sztabem czy trenerem. Zostaliśmy poproszeni, jako rada drużyny, żeby stworzyć nowy procentowy system podziału tej ewentualnej premii między zawodnikami. Uznaliśmy między sobą, że ten system solidarnie powinien też obejmować zawodników rezerwowych. Wiedzieliśmy jednocześnie, jak wspomniałem wcześniej, że mówimy o wirtualnych pieniądzach i nie podchodziliśmy do tego zbyt serio. To nawet nie zostało nigdzie spisane, a cała rozmowa o podziale premii trwała pięć minut - podkreślił.
- W imieniu drużyny jako kapitan poszedłem do trenera przekazać nasze ustalenia, a trener przyjął je do wiadomości. Nikt z nas nie wiedział, czy te pieniądze będą, na jakich zasadach i skąd. I tak naprawdę nie chcieliśmy o tym myśleć i rozmawiać w trakcie turnieju, więc szybko chcieliśmy zamknąć ten temat i skupić się na tym, co dla nas jest najważniejsze. I cała historia tej premii tak naprawdę w tych paru minutach się zamknęła - dodał.
Lider drużyny ujawnił także, że rozmowa miała się odbyć dzień po meczu z Argentyną, jednak po starciu z Francją temat już nie wrócił.
- Odpowiem panu bardzo osobiście. Cała ta sprawa stała się trochę pretekstem do
rozpętania wojny polsko-polskiej
, w której jest chyba dużo polityki, sporów różnych frakcji, również wokół PZPN-u, wokół zwolenników i przeciwników trenera. Tylko że to wszystko się dzieje poza piłkarzami, którzy razem z kibicami są
ofiarami
tej sytuacji. Każdy głos jest wykorzystywany, przekręcony, dopasowany do tezy, która danej osobie pasuje. I piłka, zamiast łączyć ludzi, tu nas chyba podzieliła. I to jest dla mnie najgorsze - przyznał w rozmowie z Bartoszem Węglarczykiem.
Przypomnijmy, że premier obiecał, że jeśli reprezentacja wyjdzie z grupy podczas mundialu w Katarze, otrzyma premię w wysokości co najmniej 30 milionów zł, natomiast nikt nie znał szczegółów. Współpracownicy Morawieckiego bronią go tłumacząc, że miał na myśli nagrodę od sponsora. Z kolei rzecznik rządu Piotr Müller przekazał, że premier faktycznie rozmawiał z prezesem PZPN oraz trenerem reprezentacji Polski, ale o
funduszu na szkolenia czy rozwój infrastruktury
.
- Rozmawiali o większym wsparciu dla polskiej piłki nożnej, ale jednocześnie premier faktycznie wskazał, że warunkiem takiego dodatkowego wsparcia jest awans z grupy MŚ. Chcemy wesprzeć polską piłkę nożną w taki sposób, żeby powstał specjalny fundusz, który będzie zajmował się, co ważne, rozwojem, szkoleniem dzieci, które grają w piłkę nożną, budową nowej infrastruktury, nowymi technologiami w sporcie, kwestiami rozwoju polskiej reprezentacji - wskazał.