Na osiedlach Pomorskim i Śląskim w Zielonej Górze pomiędzy
częścią mieszkańców a Spółdzielnią Mieszkaniową "Kisielin"
regularnie dochodzi do
konfliktów
. Część mieszkańców jest niezadowolona z działania spółdzielni i zdecydowała się założyć
wspólnoty mieszkaniowe.
To bardzo nie spodobało się spółdzielni, która postanowiła zażądać do mieszkańców absurdalnych
opłat za korzystanie z chodników.
Mieszkańcy nie chcą jednak płacić spółdzielni, w związku z czym ta zdecydowała się na
rozebranie niektórych chodników
. Oprócz tego na niektórych z nich stawia mury, głazy i inne
bariery architektoniczne
, które mają utrudnić życie mieszkańcom.
Okazuje się jednak, że swoimi działaniami spółdzielnia utrudnia życie nie tylko mieszkańcom, ale także
ratownikom medycznym
. O sprawie alarmuje lekarz Robert Górski. W swoim wpisie na Facebooku tłumaczy, że "na nawigacjach dalej widać stare chodniki", a ratownicy, dojeżdżając pod wskazany adres widzą luźny piach, który utrudnia niesienie pomocy.
"Musimy wtedy ambulansem jeździć dookoła przez kręte i wąskie osiedlowe uliczki, bo ewakuacja pacjenta na noszach czy krzesełku po grząskim gruncie jest niebezpieczna lub wręcz niemożliwa"- relacjonuje lekarz.
Sprawą spółdzielni miał zająć się sam prezydent miasta i jeden z radnych.
40 mieszkańców
złożyło także do spółdzielni
zawiadomienie o niegospodarności:
"Prezydent Janusz Kubicki i radny Filip Gryko zaprosili mieszkańców na spotkanie w pobliskiej szkole i zaoferowali pomoc prawną w odwołaniu zarządu spółdzielni. Mecenas Magdalena Bobek pomaga przygotować zbulwersowanym mieszkańcom odpowiednie dokumenty i przebrnąć przez formalności. Co ciekawe, 40 mieszkańców zgłosiło się do prokuratury, bo widzi w działaniach spółdzielni niegospodarność. Czy władze spółdzielni mają coś do ukrycia, skoro miały zażądać od jednej z mieszkanek 12 tysięcy złotych za udostępnienie dokumentów związanych z pracą jej rady nadzorczej i komisji rewizyjnej?" - napisał Górski.