Dziennikarz TOK FM
Jacek Żakowski stanął w obronie Tomasza Lisa
i wydał dziś rano oświadczenie, w którym uznał, że "lincz jest gorszy niż mobbing", o który oskarżany jest były redaktor naczelny
Newsweeka
.
W zeszłym tygodniu ukazał się artykuł Wirtualnej Polski
potwierdzający plotki o mobbingu w redakcji pod rządami Lisa
. Ustalono, że pracownicy zgłaszali negatywne zachowania szefa, a informacje o tym docierały do właściwych komórek RASP. Współpracownicy Lisa nie chcieli wypowiadać się pod nazwiskiem, ponieważ obawiają się, że ten będzie się na nich mścił:
- Jak państwo wiecie, mamy w Trzódce kryzys. Dziś będą ją reprezentowali Wiesław Władyka i Tomasz Wołek. Tomasza Lisa nie będzie - rozpoczął Żakowski w Poranku Radia TOK FM.
Przypomnijmy, że "w świetle ostatnich doniesień, do czasu wyjaśnienia sprawy,
Radio TOK FM zdecydowało się nie zapraszać Tomasza Lisa
na antenę stacji w charakterze komentatora":
- Po pierwsze.
Tekst WP ukazał się w piątek o 6.53
. Jest oczywiste, że ten, kto go publikował wiedział, że dostaniemy go w trakcie programu. Za długo żyję w Polsce, żeby nie rozumieć, że
chodziło o to, żebyśmy musieli komentować go, nie mając szansy na spokojną lekturę i weryfikację
- tłumaczył.
Program Żakowskiego rozpoczyna się co piątek o godzinie 8. W dniu publikacji artykułu dziennikarz odmówił komentowania zarzutów ukazanych w tekście tłumacząc, że zarówno on, jak i jego gość, nie mieli czasu, żeby zapoznać się z treścią:
- W Polsce złamaliśmy tyle karier i biografii, pochopnie biorąc za dobrą monetę zarzuty fałszywe lub stronniczo dmuchane,
widzieliśmy tyle publicznych linczów i krzywdzących medialnych nagonek
, tak bardzo zaszkodziliśmy przez to nam wszystkim, że za swój obowiązek uważa pilnowanie dziennikarskich standardów weryfikowania jednoźródłowych informacji, zwłaszcza personalnych, zanim je powtórzy i oceni czyjeś postępowanie - podkreślił pracownik TOK FM.
W dalszej części oświadczenia Żakowski przyznał, że rozmawiał z osobami z redakcji
Newsweeka
o sprawie i "opinie rozmówców są krytyczne, ale zróżnicowane".
- Tomasz Lis niewątpliwie nie zachowywał się wobec części podwładnych tak, jak powinien i zapewne słusznie przestał być naczelnym, ale, mimo poważnych niepotwierdzonych zarzutów i groźnie brzmiących plotek, nie znamy publicznie udokumentowanych faktów, które by uzasadniały wyrok śmierci cywilnej. Część osób twierdzi, że przeciwstawiały się niewłaściwym ich zdaniem zachowaniom i Tomasz Lis je przepraszał, mówiąc coś w rodzaju "nie myślałem, że to cię tak dotknie", a
potem się nie mścił, co go istotnie różni od typowych biurowych drapieżników
- powiedział.
Dalej Żakowski zaczął mówić o tym, że dziennikarstwo zawsze "było zawodem wysokiego społecznego ryzyka, bo w jego istocie zaszyty jest bolesny paradoks".
- Jest to praca wykonywana indywidualnie w sposób zespołowy. Podpisujemy się własnym nazwiskiem, twarzą, głosem, ale o ostatecznym kształcie tego, co się ukaże, decyduje redaktor. Ten kontekst też ma znaczenie w przypadku Tomasza Lisa, w którego redakcji: mimo płynących przez 4 lata skarg dziennikarki
nie było masowych odejść ani grupowych protestów
, a środowisko przez lata obsypywało go najwyższymi nagrodami - ocenił.
Dodał, że "Lis jest, jaki jest ale nie da się zaprzeczyć, że to jeden z najwybitniejszych twórców polskich mediów".
- Kiedy wchodziłem do tego zawodu, to tzw. prawdziwy dziennikarz musiał dużo palić, pić, kląć i podrywać. To było logo naszej niezależności i nonkonformizmu w późnym PRL, kiedy zaczynałem, w podziemiu i w młodej III RP, kiedy nowa klasa odkryła białe skarpetki do garniturów i czarnych mokasynów. Byliśmy twardzi, by bronić swojej niezależności. Rozmawialiśmy twardo, by bronić swoich racji. Z natury zawodu mogliśmy być albo łajdakami albo buntownikami - opowiadał dziennikarz.
Oświadczenie zakończył wnioskiem, że Lis zasługuje na "sprawiedliwą ocenę".
- Wiemy tylko, że
część dziennikarzy czuła się źle i zapewne była przez niego źle traktowana
. To się odnosi do jego funkcji menadżerskiej. Ale w akcie oskarżenia z natury nie ma miejsca na wyjaśnienia kto był źle traktowany, bo kiepsko pracował i jakie były osobiste relacje szefa z pracownikami, którzy w pewnym momencie źle się poczuli w redakcji.
Lincz jest gorszy niż mobbing, a w sprawie Tomasza Lisa czuję zapach medialnego linczu
, do którego nie chcę się przyłączyć - podkreślił.