Od kilku dni aktywiści z
Dzikiego Ruchu Oporu
twierdzą, że
blokują wycinkę drzew w Puszczy Boreckiej
:
- Jest to protest oddolny mieszkańców w ochronie przyrody. Zakłady usług leśnych na zlecenie Lasów Państwowych przeprowadzają na szeroką skalę wycinkę drzew. Działamy w stanie wyższej konieczności. Wycinane są zdrowie drzewa, to nie jest wycinka sanitarna - mówi
Gazecie Olsztyńskiej
jeden z aktywistów.
Z kolei
nadleśniczy
Nadleśnictwa Borki twierdzi, że obecnie na tym terenie
nie ma mowy o żadnej wycince
. Sprzęt i pracownicy pojawili się w lesie, ponieważ trwają prace porządkowe po poprzedniej wycince:
- Nie prowadzimy wycinki na obszarach chronionych. Na terenie protestu aktywistów trwają prace porządkowe wycinki sprzed dziesięciu lat. Poza tym część tego obszaru jest już zalesiona.
Nie rozumiem tego protestu. Nie wiem nawet przeciwko komu i czemu
jest ta akcja. Od lat współpracujemy ze stroną społeczną przy planowaniu różnego typu przedsięwzięć na terenie Nadleśnictwa Borki. Wszystkie uwagi weryfikujemy w terenie i po konsultacji z ekspertami - twierdzi z kolei Adam Morko, nadleśniczy Nadleśnictwa Borki.
Aktywiści mieli pomiędzy drzewami
rozwiesić namioty i zablokować
znajdujący się na terenie puszczy
sprzęt.
W poniedziałek na miejscu protestu pojawił się patrol policji, jednak nikt nie otrzymał mandatu. Protest miał przebiegać spokojnie:
- W poniedziałek nasz policyjny patrol dwukrotnie spotkał się z aktywistami i strażą leśną. Rano funkcjonariusze zastali na miejscu pięć osób, wieczorem było ich już więcej. Rozmowy przebiegały spokojnie. Spotkanie nie zakończyło się mandatami. Dotychczas nie wpłynął do nas żaden wniosek uzasadniający wszczęcie postępowania przeciwko aktywistom w Puszczy Boreckiej. Tak więc w związku z tym nie prowadzimy żadnych czynności - wyjaśnia st. asp. Iwona Chruścińska, oficer prasowy KPP w Giżycku.
Sytuacja zaostrzyła się jednak wieczorem.
Po godzinie 20,
na terenie Puszczy Boreckiej, w miejscu protestu pojawiło się
20 zamaskowanych osób i zaatakowała aktywistów
. Odcięto jeden z namiotów rozwieszony pomiędzy drzewami, w którym przebywał jeden z działaczy organizacji. W ramach ataku zabrano maszyny, które blokowali aktywiści:
"Wczoraj ponad 20 zamaskowanych bandytów zaatakowało naszą blokadę! Przyjechali wieczorem samochodami ze zdjętymi tablicami rejestracyjnymi.
Ścięli liny przymocowane do maszyn leśnych,
na których zawieszone były namioty na drzewach! W jednym był
człowiek
!!! Świadomie ryzykując jego życiem, pomimo naszych ostrzeżeń, odcięli go! Udało się przekonać ich, żeby oddali koniec liny, na której zawieszony był namiot i aktywista nie spadł z wysokości kilku metrów. Zabrali maszyny i odjechali" - można przeczytać na facebookowym profilu Dzikiego Ruchu Oporu.
"Zdzisław Dowejko, właściciel zablokowanego harwestera i forwardera w ciągu dnia długo kręcił się po blokadzie i rozmawiał z nami o uwolnieniu ich. Napastnicy mieli klucze do maszyn. Ponieważ firma jest zatrudniana przez Lasy Państwowe i nic nie dzieje się w lesie bez ich zgody, można przypuszczać, że Nadleśnictwo Borki w Kruklankach dostało zielone światło od zwierzchników, by w brutalny, zagrażający życiu aktywistów sposób, zlikwidować blokadę. W ten sposób Lasy Państwowe rozwiązały problem, nie brudząc sobie rąk. Harwestera i forwardera - najcięższy sprzęt służący do wyrębu lasów, zablokowaliśmy, żeby powstrzymać dalszą dewastację Puszczy Boreckiej - jednego z ostatnich lasów o charakterze naturalnym. Choć to niezwykle cenny przyrodniczo las, w którym żyją bardzo rzadkie, zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt, roślin i grzybów, traktowany jest jak zwykła uprawa" - dodano.