Rząd prefektury
Kagawa
, jako pierwszy w Japonii, wydał niedawno rozporządzenie wprowadzające
limit czasu na granie
dla młodzieży poniżej 20. roku życia. Jak tłumaczono, nowe zasady są wyrazem troski o młodzież i próbą przeciwdziałania uzależnieniu od gier. Władze podkreślały, że wielogodzinne granie szkodzi zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, zakłóca więzi społeczne i wpływa na wyniki w nauce.
Rodzice mają teraz obowiązek pilnować, aby ich dzieci nie przekraczały dozwolonych limitów:
60 minut dziennie w trakcie tygodnia i 90 minut w weekendy i wakacje
. Jak zauważa New York Times, rząd nie ma mechanizmu egzekwowania nowego prawa, ale istnieje silna presja społeczna, aby postępować zgodnie z oficjalnymi sugestiami. Poza limitami grania rozporządzenie wskazuje też, że dzieci w wieku 12-15
nie powinny korzystać ze smartfonów
po godzinie 21, a w wieku 15-18 po 22.
Nowe zasady nie spodobały się jednak nastoletnim graczom, którzy uważają, że z uzależnieniem od gier można walczyć na inne sposoby.
17-letni Wataru
, uczeń szkoły średniej, zdecydował się pozwać rząd. Wataru twierdzi, że prawo wprowadzone w prefekturze
narusza prawa jednostki
oraz
stanowi niedopuszczalną ingerencję państwa w życie rodzinne
.
- To, jak długo dzieci mogą grać w gry czy korzystać z telefonu powinna regulować rodzina, nie rząd - mówi w wywiadzie dla agencji AFP.
Dzięki środkom zebranym w internetowej zbiórce, Wataru zatrudnił jednego z najlepszych prawników w kraju, który złożył pozew w jego imieniu. Zdaniem prawnika, szanse na wygraną w sądzie są duże i nietrudno będzie udowodnić, że przepisy prefektury naruszają konstytucyjne prawa do wolności.
Inni prawnicy są nieco bardziej sceptyczni. Jeden z nich, w rozmowie z New York Times, przyznaje, że przepisy są niezgodne z Konstytucją, jednak nie nakładają żadnych kar, przez co raczej nie dojdzie do ewidentnego naruszenia praw jednostki.