Artur Baranowski ze wsi Śliwniki stał się memem i maskotką internetu po fenomenalnym występie w środowym odcinku teleturnieju
Jeden z dziesięciu
. Mężczyzna odpowiedział na
wszystkie z 40 finałowych pytań
zdobywając 803 punkty. Tym samym uzyskał najwyższy wynik w historii programu.
- Jestem ekonomistą, interesuję się grami logicznymi i jazdą na rowerze - tak Baranowski przedstawił się na początku odcinka.
Finalista nie rozmawia z dziennikarzami. Jak tłumaczył jego ojciec w rozmowie z
Faktem
, syn nie był przygotowany na takie zainteresowanie i "nie ma na to siły". Jednemu z reporterów napisał nawet, że już nie mieszka w Śliwnikach.
- Zawsze był za książkami. Syn sobie w szkole dawał radę bez żadnych korepetycji. Był zdolnym uczniem. Na studiach też dawał sobie radę. Nie namawiałem go. Ma dużo wiedzy. Miał też szczęście - zdradził.
Baranowski miał zmierzyć się w finale z Jędrzejem Kierysem z Torunia, który zdobył 223 punkty. Onet nieoficjalnie ustalił, że mężczyzna
nie dojechał na finał
bieżącej edycji tego programu, który będzie wyemitowany w piątek wieczorem. Redakcja potwierdziła tę informację w trzech niezależnych od siebie źródłach.
- Baranowski nie pojawił się na nagraniu i usłyszeliśmy od produkcji, że nie weźmie udziału w naszym finale z powodu
awarii auta
. Nasz nieobecny rywal wygrał jednak jedną z dwóch klasyfikacji edycji: zdobył największą liczbę punktów, przeliczanych łącznie z odcinka eliminacyjnego oraz finału - przekazał Onetowi jeden z uczestników finałowego składu.
To oznacza, że Baranowski stracił szansę na zdobycie 40 tysięcy zł, jednak na jego konto wpłynie 10 tysięcy zł.
Anita Ryczyńska, kierowniczka produkcji z Agencji Kreacji Rozrywki i Oprawy w TVP, nie potwierdziła doniesień o nieobecności finalisty. Oświadczyła, że nie jest upoważniona do przekazywania takich informacji.