Od kilku dni głośno jest na temat raportu
Amnesty International,
w którym organizacja zarzuciła
wojskom ukraińskim narażanie ludności cywilnej.
W opinii organizacji wojsko ukraińskie narusza prawo konfliktów zbrojnych, rozmieszczając sprzęt i uzbrojenie w szkołach, szpitalach i dzielnicach mieszkalnych, a także przeprowadzając ataki z terenów gęsto zaludnionych.
"Wynikające z tego rosyjskie uderzenia w zaludnione obszary zabiły cywilów i zniszczyły cywilną infrastrukturę" - napisano w raporcie.
Raport wywołał poruszenie zwłaszcza wśród ukraińskich polityków. Wołodymyr Zełenski komentując sprawę, stwierdził, że w sprawie rosyjskich zbrodni na Ukrainie "nie widzi się dokładnych i aktualnych raportów pewnych organizacji międzynarodowych":
- Zobaczyliśmy dzisiaj za to inny raport Amnesty International, który niestety próbuje objąć amnestią państwo będące terrorystą i przerzucić odpowiedzialność z agresora na ofiarę - powiedział. Nie ma i nie może być nawet hipotetycznie żadnego warunku, który usprawiedliwiałby jakikolwiek rosyjski atak na Ukrainę - dodał.
Z kolei doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak oświadczył, że
Amnesty International bierze udział w rosyjskiej kampanii propagandowej i dezinformacyjnej.
Po fali krytyki, która przetoczyła się po publikacji raportu, Amnesty International
wydało oświadczenie,
w którym przekazano, że organizacja ubolewa z tego powodu. Dodano jednak, że nie wycofuje się ze swoich stwierdzeń:
"Amnesty International głęboko ubolewa z powodu wzburzenia i złości, które spowodował nasz komunikat prasowy o taktyce bojowej armii ukraińskiej" - napisała organizacja w mailu do agencji Reutera.
"Priorytetem AI w tym i każdym innym konflikcie jest zapewnienie ochrony cywilom. Był to jedyny cel naszego ostatniego raportu.
Choć w pełni podtrzymujemy nasze tezy, to ubolewamy z powodu wywołanego nimi bólu"
- oznajmia AI.