donald.pl: Pewnego dnia, z pewnych powodów zdecydowałeś, że pakujesz się i robisz wypad. Kiedy to było, jak to się stało i dlaczego akurat tak?
Jakub: 29 marca 2019 roku policja złapała mnie z 5 gramami MDMA. Miesiące przed były czasem gdy moje życie nabrało kolorów, przeszedłem transformację z przygnębionego piwniczaka w pozytywnego świrka. Jadąc w radiowozie, skuty kajdankami byłem pewny, że to koniec, że spierdoliłem sobie życie. Na szczęście pojawił się płomyk nadziei, szansa na realizację dawnych marzeń o ucieczce. Miałem wtedy życiowego farta, policjanci puścili mnie do domu zamiast do aresztu. Gdy wróciłem na chatę zabrałem się za wstępny plan. Następnego dnia o południu już mnie nie było. Moje dziecięce marzenia stały się rzeczywistością.
donald.pl: Od jak wczesnego wieku to by ło twoje marzenie? I skąd taki pomysł?
Jakub: Od najmłodszych lat miałem silne tendencje eskapistyczne, na ogół uciekałem w świat marzeń i fantazji. Tak radziłem sobie z ciężką sytuacją w domu, rodziną zniszczoną alkoholizmem i byciem gnębionym w szkole. Jednym z częstych scenariuszy była właśnie fizyczna ucieczka od tego całego syfu.
donald.pl: Jak sobie wyobrażałeś ucieczkę? Jak podróż, przygodę, czy po prostu jakąś osobną drogę życia?
Jakub: Za dzieciaka miałem masę potencjalnych scenariuszy. Od sfingowania samobójstwa, przez życie gdzieś w dziczy z dala od cywilizacji do bycia porwanym i ucieczki oprawcom. Tak, żeby zniknąć i nigdy nie wracać. Ale wszystko pozostawało w strefie marzeń, co taki np. 9-latek mógłby faktycznie zdziałać?
donald.pl: Emka rekreacyjnie, czy to gęstszy temat?
Jakub: Psychodeliki były napędem transformacji, o której wspomniałem na początku. Znaczna część wczesnej młodości była bardzo ponura, pełna niepokoju, smutku i strachu, tłuczeniem tych samych niszczących myśli. Jedynym bezpiecznym miejscem a nade wszystko takim gdzie miałem sprawczość, był świat marzeń. Psychodeliki były ucieczką od tej ucieczki, otworzyły mi nowe perspektywy na świat realny. Dały nadzieję, że może być inaczej, że jest o co się starać. Wtedy zacząłem nad sobą pracować i wychodzić do świata. To był czas pierwszej klasy liceum, miałem wtedy 17 lat.
donald.pl: Kiedy miałeś już te 17 lat to na ile decyzja była spontaniczna? Jakie scenariusze i kierunki rozważałeś?
Jakub: Decyzja o ucieczce była spontaniczna. Moje życie bardzo się poprawiło, pojawiły się perspektywy na lepszą przyszłość więc fantazje uciekinierskie ucichły. Ojciec już nie pił, jednak moje relacje z matką bardzo się pogorszyły, głównie przez wejście w okres "młodzieńczego buntu". To pomogło wynurzyć dawne marzenia.
donald.pl: Opowiedz o podróży. Przyszedł ten dzień, zdecydowałeś. Miałeś na myśli morze, góry, jakieś miasto, gdzieś konkretnie za granicę?
Jakub: Widziałem wcześniej na YouTube wywiady z bezdomnymi Polakami w miastach zachodniej Europy, że sobie nawet radzą. Więc plan był do nich nawet na początek dołączyć w jakimś Monachium, Pradze czy Wiedniu. Ostateczna decyzja padła na Amsterdam. Miałem tam jechać na wycieczkę szkolną, ale po powrocie do domu z komisariatu mama zabroniła mi na nią jechać. Więc sam pojechałem. Jeszcze w ramach jasności, mama wtedy nie wiedziała, skąd wracam.
donald.pl: Wiedziałeś, że będziesz poszukiwany? Ogłoszenia o Twoim zaginięciu ciągle wiszą btw.
Jakub: Tak, zdawałem sobie z tego sprawę. Trasę do Amsterdamu planowałem przez TORa (przeglądarka do anonimowego przeglądania internetu), miałem zaszyfrowane dyski, nikomu nic nie powiedziałem o swoich zamiarach i starałem się nie zostawiać śladów.
donald.pl: Myślałeś o tym co będzie, za co przeżyjesz, czy liczyło się tylko, żeby ruszyć?
Jakub: Myślałem, że będę kombinował na miejscu, nie zastanawiałem się nad tym co będzie "potem". Między decyzją a wdrożeniem planu w życie minęło paręnaście godzin. Następnego dnia rano po zatrzymaniu spakowałem się w plecak (nadal mam go ze sobą), wziąłem parę ciuchów i trochę hajsu, telefon został na chacie. W samo południe wyszedłem z domu. To była sobota i zwykle wychodziłem o tej porze roznosić ulotki. Dotarłem pociągami do Drezna, gdzie spędziłem pierwszą noc. Wieczorem 1 kwietnia zawitałem do Amsterdamu. Przed wyjściem zostawiłem ten kawałek na telewizorze. Leciał rano na pętli, ale wczuta wtedy była.
donald.pl: Ile tej kasy? Tak raczej na tydzień czy raczej na miesiąc?
Jakub: Trochę ponad tysiąc złotych, przy czym prawie wszystko poszło na pociągi w Niemczech. Pozwoliłem sobie na to, bo miałem plan odkuć się żebrając czy coś. Wychodząc z dworca w Amsterdamie miałem może z 50 euro. Przed przyjazdem nie wiedziałem, że centrum to taka Sodoma i Gomora.
Jakub: Przeszedłem się główną ulicą, wszędzie wokół coffeshopy, kasyna, burdele, sexshopy, i unoszący się dookoła zapach zioła. Przed przyjazdem wiedziałem tylko o kanałach i dawnej historii miasta, wylądowałem w innym świecie. Trochę się kimnąłem na dworcu i nazajutrz udałem się do Czerwonego Krzyża gdzie zostałem odesłany do ośrodka dla bezdomnych AMOC. Można w nim było dostać kanapki, napić się herbaty, wziąć prysznic czy ubrania z aritasu. W ośrodku była duża sala, gdzie siedziała jedna wielka grupa zajmująca jej 2/3 a resztę miejsca wypełniały małe grupki. Tą dużą grupę stanowili Polacy.
donald.pl: Ucieszyli się, że przybył rodak?
Jakub: Ciepło mnie przyjęli. Jeden z bezdomnych "Młody", pomógł mi ogarnąć BSN (odpowiednik PESEL-u) i objaśnił tajniki życia na ulicach Amsterdamu. W ośrodku była psycholożka, która poinformowała mnie o hostelu chrześcijańskim Shelter City gdzie można odbyć wolontariat jako sprzątacz za jedzenie i zakwaterowanie. Na miejscu dowiedziałem się, że najwcześniejsze miejsce na rozmowę kwalifikacyjną jest za tydzień. Te pierwsze siedem dni spędziłem, śpiąc na jednej z klatek schodowych kamienicy na Jordanie. W ośrodku i schroniskach miejsca do spania są tylko na zimę i głównie dla chorych czy kalekich. Przez 7 lat byłem ministrantem i lektorem więc miałem parę dodatkowych punktów na rozmowie. W hostelu były codzienne poranne czytania Biblii i modlitwy co ciekawie kontrastowało z lokalizacją w dzielnicy czerwonych latarni. Jak mówili "jedno światło świeci w ciemności jaśniej niż pośród innych świateł".
donald.pl: Wkręciłeś się na ministranta? xD
Jakub: Papież też nie był święty xD Zawsze jakieś dodatkowe punkty.
donald.pl: W dużym skrócie: rozpocząłeś karierę nieletniego bezdomnego. To brzmi dość niebezpiecznie, ulica nie obchodzi się chyba zbyt łagodnie z młodymi, wrażliwymi w trudnym momencie życia.
Jakub: Polacy w ośrodku przyjęli mnie cieplej niż kiedyś rówieśnicy w szkole. Gratulowali gdy ogarnąłem BSN czy wolontariat w hostelu. Byli też bardzo pomocni i udzielili wielu rad. Także w hostelu trafiłem na dobrych ludzi, na wolontariacie było paru Latynosów, mieliśmy ekipę "Latino Gang". Był między innymi El Bombardero, Latino Fucker, Angelo, Victor czy Californian Jesus. Ja zostałem ochrzczony jako Carlitos, wtedy zacząłem uczyć się hiszpańskiego.
donald.pl: Jest kwiecień 2019. Amsterdam, ogarniasz nowe miejsce. Co dalej? I przy okazji: to na razie brzmi jak fajna przygoda bez nieprzyjemności. Chciałbyś coś dodać w ramach ostrzeżenia? To ciekawa rozmowa, ale nie chcielibyśmy robić reklamy uciekania z domu.
Jakub: Pierwsze miesiące w Amsterdamie wspominam jako najbardziej niesamowity okres mojego życia. Jednak w momencie ucieczki byłem pewien, że nikogo nie obchodzę i nikt nie będzie się mną przejmował. Tymczasem mnóstwo ludzi zaangażowało się w poszukiwania, znajomi jeździli do okolicznych miejscowości i mnie szukali. Rodzina w rozpaczy, mamie bardzo to zaszkodziło na zdrowiu. Kiedy ja przeżywałem przygodę życia, moja rodzina przeżywała katorgę. Swoją decyzją bardzo skrzywdziłem i straumatyzowałem bliskich. I tym bagażem muszę się liczyć.
donald.pl: Skąd o tym wiedziałeś i jak to się rozwinęło?
Jakub: Dowiedziałem się, gdy zacząłem nawiązywać kontakt ze znajomymi przez Facebooka pod koniec kwietnia. Tydzień po ucieczce wysłałem e-maila do rodziców, że żyję z opisem obecnej sytuacji, zmieniłem jedynie kraj z Holandii na Szwajcarię.
donald.pl: Odnalazłeś się w Amsterdamie. Co dalej?
Jakub: Po dwóch tygodniach od przyjazdu dostałem pracę na pół etatu jako pracownik sklepu z pamiątkami na Damraku (przyp. główna ulica centrum Amsterdamu) Robili tam głównie Włosi, z którymi też się trochę zżyłem. Był "Latino Gang" w hostelu i "Italian Mafia" w sklepie xD. Pierwszą połowę dnia robiłem z Latynosami, drugą z Włochami. Nie miałem 18 lat, więc używałem konta bankowego ziomka Angelo do otrzymywania hajsu.
Pierwsza wypłata poszła bez problemu, ale miesiąc później ulotnił się z dnia na dzień mówiąc, że jego matka leży chora w Miami i musiał do niej lecieć. Usunął jakikolwiek formę kontaktu do siebie i zniknął z moimi 1200 euro, wtedy to była dla mnie fortuna. W hostelu maksymalny pobyt wynosił miesiąc ale jako, że mnie polubili, to mogłem tam spędzić dwa. W połowie czerwca musiałem zmykać i zamieszkałem chwilowo na polu namiotowym. Pracę w hostelu zastąpiłem robotą przy rozkładaniu i składaniu straganów na targu Albert Cuypmarkt.
donald.pl: Chciałeś już zostać w Amsterdamie na dłużej?
Jakub: Mieliśmy lecieć Ekipą z hostelu do Argentyny, ale plan legł w gruzach. Więc do Ameryki Południowej wybrałem się sam. Po prawie roku od ucieczki wylądowałem w Brazylii.
donald.pl: Jakoś się układa, więc postanawiasz skomplikować sobie życie trochę bardziej i wybierasz akurat Brazylię. Bo nic ciekawego bliżej nie było, coś tam na ciebie czekało, czy po prostu chciałeś podnieść poprzeczkę?
Jakub: Przez codzienny kontakt z Argentyńczykami i Brazylijczykami bardzo mnie zainteresowały te regiony. Kultura, języki, historia, inne perspektywy, odmienny świat. Również znajomi poznani w Amsterdamie zapraszali w odwiedziny. Wizja mieszkania u argentyńskiej rodziny i poznania tamtejszego życia była dla mnie niesamowicie fascynująca.
donald.pl: Starałeś się uczyć języków systematycznie, czy po prostu samo wchodziło przez częsty kontakt?
Jakub: W tamtym czasie głównie przez częsty kontakt i zajawkę. Ciągłe pytania typu "Jak powiedzieć x po hiszpańsku?", "Co znaczy x?: itp. Samemu się uczyłem z książek i internetu, ale nic tak nie uczy języka jak interakcje z ludźmi. Poznałem dzięki temu masę potocznych wyrażeń i słów, które pamietam do dziś i dalej wywołują uśmiech na twarzach obcokrajowców.
donald.pl: I co było dalej?
Jakub: Poleciałem do Ameryki Południowej z wielkimi planami, karnawał w Rio, wolontariat w faweli z dzieciakami, odwiedziny znajomych i życie w Argentynie. Na początku zawitałem do Victora, ziomka z ekipy hostelowej na północno-wschodni kraniec Brazylii. Robiłem w Pousadzie na recepcji (połączenie hostelu i hotelu) i poznawałem brazylijską rzeczywistość, moja radość długo jednak nie potrwała. To był marzec 2020 roku, w Europie zaczynał się lockdown, kupiłem bilet powrotny na stary kontynent, ale lotniska zostały zamknięte a lot odwołany. Podczas mojego pobytu w innym mieście pousada gdzie pracowałem została zamknięta. Ambasada zostawiła mnie na lodzie z brakiem możliwości powrotu francuskim lotem z Rio. Utkwiłem w jednym z najniebezpieczniejszych miast na świecie, z funduszami na parę miesięcy i rozbitym telefonem. Na szczęście jedna z pousad była otwarta i udało mi się tam przeżyć te parę miesięcy. Mieli remont, więc mogłem trochę popomagać w zamian za nieco tańsze zakwaterowanie.
donald.pl: To chyba robi trochę wrażenie, co? Co innego mieć nieprzewidywalną sytuację dobę autostopem od domu, a co innego na innym kontynencie?
Jakub: Były cięższe momenty, ale zawsze udało się coś wykombinować. Życie na freestylu dużo uczy. Przy czym to by nic dało gdyby nie masa otrzymanej od ludzi dobroci. Gdy zaczęły mi się kończyć pieniądze, a pierwsze loty były bardzo drogie, to dzięki zbiórce na Facebooku udało się zebrać środki na mój powrót w ciągu 3 dni. Do Polski wróciłem po 7 miesiącach w Brazylii. Zasiedziałem trochę w rodzinnym Szczecinie, potem moment na Malcie, gdzie chciałem na trochę osiąść, ale nie byliśmy sobie pisani. I ogółem jako miejsce do życia jest tragiczne, może turystycznie na tydzień spoko. Po epizodzie maltańskim wróciłem do Amsterdamu.
donald.pl: Ok, ale przystanek w Polsce uregulował też Twoją sytuację rodzinnie i prawnie? I co z edukacją, urwała się na pierwszej klasie liceum?
Jakub: Pierwszy powrót do Polski był pół roku po ucieczce. Sprawa z zatrzymaniem została umorzona, wypisałem się z listy zaginionych i kąpałem się w blasku chwały bycia młodzieżową sensacją. Powrót do domu był bardzo ciężki. Po ucieczce mialem nastawienie "Macie za swoje", po czasie zrozumiałem, że moi rodzice mieli w młodości znacznie bardziej przejebane niż ja. Jako dorośli tkwili po uszy w przelewanej z pokolenia na pokolenie traumie. Dawali z siebie na tyle na ile ich uwarunkowania i możliwości pozwalały. Dzięki wzajemnemu zrozumieniu i przebaczeniu relacje się niebotycznie się poprawiły (no i bycie "dorosłym" też zmieniło postać rzeczy). Cieszę się, że tak się sprawy potoczyły i jest lepiej. Co do szkoły to rzuciłem liceum, może kiedyś coś pokombinuję z dalszą edukacją.
donald.pl: Jak to wszystko na Ciebie wpłynęło?
Jakub: Jak to wszystko na Ciebie wpłynęło? Jakub: Nauczyłem się mnóstwa rzeczy, złapałem wiele unikatowych doświadczeń i perspektyw. To było bardzo ciekawe wejście w dorosłość.
donald.pl: Fajnie, jakbyś opowiedział: na czym stanęło, dlaczego postanowiłeś dalej szukać szczęścia wszędzie, byle nie w Polsce.
Jakub: Dziewczyna, w której byłem zauroczony zaprosiła mnie na wyjazd do Azji Płd-Wsch. Po przylocie uczucie okazało się być całkowicie nieodwzajemnione. Za to jednak zakochałem się w Wietnamie i Laosie. Nigdy wcześniej nie interesował mnie ten region świata a złapałem mega zajawę. Niesamowita historia, krajobrazy, kultura, języki, żarcie a przede wszystkim LUDZIE. Po wspaniałej pełnej przygód wyprawie przez Wietnam na skuterach przemierzając Laos trafiłem do buddyjskiej świątyni gdzie spędziłem 7 miesięcy. Ten czas był jeszcze bardziej nieziemski.
Mieszkałem z mnichami jako zakonnik (Po-khao), uczyłem dzieci w szkole angielskiego, robiłem w organizacji badań społecznych, chłonąłem buddyzm, kulturę i język, brałem udział w masie świąt, festiwali i obrzędów. Przede wszystkim bardzo się z moimi kochanymi Laotańczykami zżyłem, i głęboko zintegrowałem. Bycie częścią społeczności w tak otwartej, kolektywnej, gościnnej i kochającej kulturze było przepięknym doświadczeniem. Prawie nawet zostałem mnichem, zaproponował to sam mistrz, który przyjął mnie pod swoje skrzydła (cudowny człowiek). Laotańska policja musiała przyjść i zepsuć zabawę konfiskując mi paszport i robiąc aferę, która poszła do Ministerstwa Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo hurr durr białas w świątyni mieszka. Ostatecznie paszport odzyskałem i obyło się bez komplikacji, tylko poszedł nakaz wyniesienia się ze świątyni. Poleciał do Azji za dziewczyną, a prawie został mnichem xD. Cel podróży paradoksalnie nie jest celem podróży. Po Azji poleciałem do Nowej Zelandii, gdzie się obecnie znajduję.
donald.pl: I czym się tam teraz zajmujesz?
Jakub: Kombinuję, jestem tutaj na wizie pracowniczo-turystycznej na rok. Chwilowo urzęduję w Auckland, ale zaraz ruszam do górskiego Queenstown. Mam plan tam osiąść na parę miesięcy, popracować w jakimś w hotelu na recepcji i łazić po górach. Może pójdę na jakiś dłuższą parotygodniową wędrówkę z namiotem w dzicz czy coś.
donald.pl: Co powiedziałbyś dzisiaj samemu sobie, temu z marca 2019 roku. Coś byś zmienił, inaczej poprowadził?
Jakub: Milczałbym. Zrobiłem masę głupich rzeczy i życie sprawiło mi multum psikusów, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nic bym nie zmienił, śmiesznie było ogółem. Amor fati.
donald.pl: Zwyczajowo prosimy na koniec o polecajki kulturalne: co obejrzeć, czego posłuchać, co poczytać.
Jakub: Polecam
The Dawn of Everything
autorstwa Davida Graebera oraz Davida Wengrowa jako znacznie lepszą alternatywę dla
Sapiens
Harariego.
The Body Keeps the Score
Bessela van der Kolka oraz
Leaving the Atocha Station
od Bena Lernera. Pozdrawiam serdecznie i życzę błogosławionego dnia.